Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

się namówić. Przyrzec, że ze mną pójdziesz. Będziemy na wieczorze tak krótko, jak tylko zechcesz.
— Wiesz, mój drogi, że nigdy nie mam odwagi ci odmówić.
— Więc pójdziesz, ojcze?
— Obiecuję.

XXXI.

Następnego dnia wieczorem pałacyk Bressolów, zwykle spokojny i cichy, jaśniał ogniami i pełen był wrzawy wesołej.
Pokoje na nowo umeblowane bogato i elegancko przynosiły zaszczyt gustowi dawnego budowniczego.
Wielka sala, gdzie się miały odbywać tańce, przystrojona była kwiatami i rzadkiemi krzewy, które ją przekształcały w istny ogród zimowy.
O dziesiątej uczta była w pełni blasku.
Wśród ożywionej rozmowy w towarzystwie lokaj stojący we drzwiach sali, zaanonsował:
— Pan Maurycy Vasseur!
Walentyna drgnęła.
Oczy jej zaświeciły się, radosny uśmiech roztworzył wargi, a twarz pokryła się lekkim rumieńcem.
Odszedłszy od kółka, z którem tylko co rozmawiała, Walentyna szybko się zbliżyła do młodzieńca w tej samej chwili, kiedy mu się kłaniał Ludwik Bressoles, nie znając go wcale.
— Mój drogi — rzekła do męża, przedstawiając mu młodzieńca — pan Maurycy Vasseur, przyjaciel wicehrabiego Gua‘a d‘Arfeuilla, którego znasz.
Maurycy ukłonił się poważnie, potem bystrym wzrokiem spojrzał na pana domu.
— Bardzo się cieszę, że mam zaszczyt pana poznać — szepnął powtarzając każdemu gościowi ten oklepany frazes, na który Maurycy dał niemniej czczą odpowiedź.
— Po mojej stronie cały zaszczyt i przyjemność.
Znów się ukłoniono, poczem Walentyna rzekła do Maurycego. Proszę za sobą, panie Vasseur, przedstawię pana mej córce. Pani domu i Maurycy przeszli do pokoju, — gdzie była Marja, zobaczywszy matkę, dziewczę przystąpiło do niej i spytała:
— Mama mnie szuka?
— Tak, moje dziecko.
— Chce mi mama co powiedzieć?
— Chce cię poznać z panem Maurycym Vasscur, przedstawi-