Podszedł zaraz z Ludwikiem Bressoles do młodej pary.
Trzeba nam jechać! — rzekł do Alberta.
— Już!? zawołała Marja z naiwnym wdziękiem. — Przecie nie ma jeszcze dwunastej nawet.
— To prawda! — odparł Paweł de Gibray — ale czas u mnie jest bardzo ograniczony. Roboty co niemiara, jeżeli więc nie odpocząłbym kilka godzin, jutro sił do niej nie miałbym.
— To jedźmy! — rzekł skwapliwie Albert.
— Nie śmiem panów zatrzymywać — odezwał się budowniczy. — Wiem, że się do obowiązków zupełnie stosować należy. Ale niech że przynajmniej panowie raczą nam przyobiecać, że będziemy mieli przyjemność widzieć panów u siebie innym razem.
— Nie mogę dać słowa! — odpowiedział sędzia śledczy z pewnem zakłopotaniem.
— Dlaczego?
— Musiałem opuścić rozmaite zajęcia, ażeby dziś przyjechać do państwa. Nie wiem otóż, czy będę wolny.
— Ale dla pana Alberta nie istnieją przecież takie nieprzezwyciężone przeszkody, ażeby nas nie mógł odwiedzać — szepnęło dziewczę, spuszczając oczy, a szkarłatny rumieniec zabarwił jej twarzyczkę.
Sędzia śledczy drgnął.
— Dla przyczyn nam znanych uważał małżeństwo Alberta z Marją za niemożebne.
Odpowiedział więc tylko:
— Mój syn jest wolny!
Krótkie te słowa, wypowiedziane suchym tonem, ugodziły biedną Marie w serce i sprawiły na niej bolesne wrażenie.
Albert, oddając się marzeniom o szczęściu, nie dojrzał w słowach żadnej myśli wstecznej, któraby w nim obudzić mogła niepokój.
Ująwszy ręce Marji, uścisnął je serdecznie.
Chętnie podniósłby je do ust — ale nie śmiał.
— Wytłómacz nas pan z łaski swojej przed panią Bressoles — mówił dalej sędzia śledczy, — nie śmiem ani na chwilę odrywać jej od obowiązków pani domu.
— O, jest i mama! — rzekła Marja, zauważywszy matkę.
Podbiegła do niej, wzięła ją za rękę i przprowadziła ją do ojca i panów de Gibray:
— Pan de Gibray nas opuszcza.
— Cieszy mnie, że pana widzę jeszcze przed pańskim odjazdem i spodziewam się, że przecie zajrzy pan do nas — rzekła Walentyna swobodnie.
Paweł de Gibray w milczeniu się skłonił i wziąwszy Alberta za rękę, skierował się ku wyjściu.
Marja ścigała ich wzrokiem, a oczy jej zapełniły się łzami.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/296
Ta strona została skorygowana.