Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

— Jak elegant. Rzekł do mnie: „Biorę was na godzinę“. — „Dokąd pojedziemy?“ — zapytałem. — „Na kolej północną, ale prędzej, jadę po jednego z przyjaciół, który przyjechać ma pociągiem o godzinie pierwszej“. — „Niech pan siada“, odpowiedziałem. — Wsiadł, zamknąłem za nim drzwiczki, odwiązałem Galepina — to mój koń, wskrobałem się na kozieł i pojechałem na kolej północną. W głowie mi się porządnie mąciło, w oczach stawały świeczki, ale pasażera dowiozłem.
— Czy właściciel restauracji widział tego pasażera, jak myślicie, uważnie mu się przypatrzył?
— Tego nie umiem powiedzieć.
— O której godzinie przyjechaliście na kolej?
Trzy kwadranse na pierwszą. Wiem dobrze, bo spojrzałem na zegar.

VIII.
Pasażerowie.

— Co robił wasz pasażer, kiedyście przyjechali na kolei? — zapytał sędzia śledczy.
— Wysiadł z karetki, poszedł do sali, gdzie się czeka na przyjazd podróżnych. O pierwszej zagwizdała lokomotywa. Potem za minutę pasażer mój wrócił z drugim mężczyzną, wsiedli obaj do karetki i wtenczas — jak już panu sędziemu mówiłem — kazał mi pojechać na ulicę Montorgueil.
— Możecie opisać drugiego pasażera?
— O nie! Cały się okrył ogromnym szalem białym, tak, że mu twarzy nie było widać. Jedno tylko pamiętam.
— Cóż takiego?
— Lewą rękę miał na temblaku.
— Wiecie to napewno? — zapytał żywo de Gibray.
— Napewno.
— Dobrze, i mam jeszcze zadać wam kilka pytań. Postarajcie się zebrać swe wspomnienia, a przedewszystkiem mówcie otwarcie.
— Ja też otwarcie mówiłem dotąd — odpowiedział woźnica z miną pełną godności — nie kłamię wcale i dzięki Bogu, nie mam po co kłamać. Jeżeli sobie podpiję, na tem tylko moja kieszeń cierpi, a to nie przeszkadza być uczciwym człowiekiem i dobrze powozić. Niech pan sędzia zapyta mego pana.
— Pijaństwo bardzo brzydki nałóg, robiący z człowieka {{Korekta|bydle|bydlę} i radzę wam bardzo poprawić względnie, przyznaję jak najzupełniej,