Maria również poznała Alberta i uśmiechała się doń ustami i oczami. W rozpędzie biegu nareszcie się spotkali.
Nagle rozeszły się dwa krzyki, na które odpowiedziały i krzyki z nad brzegu.
Albert de Gibray wleciał w przerębel, a Marja straciwszy równowagę z przestrachu, upadła tuż przy otworze załamanego lodu.
— Ocalił ją — pomyślał Maurycy. — Nie udało się, trzeba na nowo zacząć.
Rzucił się ku dziewczęciu, nieruchomo leżącemu. Straciła przytomność.
Podbiegła i Walentyna, tłum ciekawych także się już w dali pokazywał na lodzie.
— Co to? — wykrzyknęła Walentyna.
— Co się stało?
— Lód się załamał pod panem de Gibray — odpowiedział Maurycy — i o mało co pani córką nie wpadła do stawu.
Z przestrachu zemdlała. Nachyliła się nad córką, jakby chciała ją podnieść i dodała żywo.
— Krew? z czego krew?
— Głową zapewne uderzyła o skałę — odpowiedział Maurycy.
— Małe skaleczenie.... Nic jej nie będzie... Trzeba posłać po karetę.
— Zawołam karetę, proszę państwa — rzekł jakiś chłopczyna, — Pobiegnij prędko.
— W tej chwili.
Młody oficer, przyjaciel Alberta, nadbiegł do kaskady w tej chwili, gdy przybyli ludzie, nie bez trudności wyciągnęli syna sędziego śledczego z przerębli, w której o mało co nie zginął.
Pierwsze słowa Alberta były:
— Panna Bressoles czy się nie zraniła?
— Małe skaleczenie tylko — odpowiedział Maurycy.
— A ty? — odpowiedział Alberta oficer.
— Ramię bardzo mię boli.
— Drżysz! — mówił dalej młody artylerzysta.
— Nie rozmawiajmy tu, ale czemprędzej udajmy się do mnie; położysz się do łóżka i rozegrzejesz, inaczej dostaniesz zapalenia płuc.
Rada była dobra. Albert, któremu łyżwy zdjęto skłonił się pani Bressoles i rzucił tkliwe spojrzenie na Marję, która się ocuciła i pobiegł ze swym przyjacielem ku Vincennes.
Kareta pokazała się na brzegu jeziora. Marja czuła się jeszcze słabą. Maurycy zaniósł ją na rękach do karety, posadził pomógł Walentynie wsiąść. Potem naprzeciw matki i córki karetka potoczyła się ku Paryżowi.
Oficer pomógł Albertowi się rozebrać i położyć do łóżka, poczem natychmiast posłał do chirurga wojskowego, który wkrótce też nadszedł i orzekł, że ręka wywichnięta została skutkiem silne-
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/305
Ta strona została skorygowana.