Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/308

Ta strona została skorygowana.

Jak tylko lokaj powiedział wypadek, rzucił się natychmiast do pokoju syna.
Zobaczywszy Pawła de Gibray, artylerzysta, siedzący przy łóżku, wstał i ukłonił się.
Albert wyciągnął do ojca wolną rękę. Oczy błyszczące i uśmiech młodzieńca zaraz uspokoiły Gibray‘a, mówiąc mu, że w istocie niema nic niebezpiecznego.
Spytał jednak ze wzruszeniem, od którego głos mu drżał:
— Ale co się z tobą stało, mój drogi?
— Prawie nic — odpowiedział Albert — upadłem na ślizgawce, a raczej wpadłem pod lód; kąpiel troszkę za chłodna, i stłukłem sobie ramię, ale dość lekko.
— To wszystko bardzo niebezpieczne — zawołał Gibray.
— Mogło być niebezpiecznem — odezwał się przyjaciel Alberta.
— Na szczęście przykrych następstw nie będzie, a i owszem, są bardzo szczęśliwe skutki. Uratowało ta życie...
— Komu? — zapytał sędzia śledczy, ściskając porucznika za rękę.
— Pewnej prześlicznej młodej osobie.
— Młodej osobie? — powtórzył Gibray.
— Którą ojciec zna — pośpiesznie dodał Albert i opowiedział, o czem już czytelnicy wiedzą.

XLII.

Gibray usłyszawszy imię Marji Bressoles i Walentyny, nie mógł zapanować nad sobą, nie mógł wstrzymać się od okazania swą miną wielkiego niezadowolenia.
— Umówiłeś się z temi paniami, że się z niemi spotkasz w lasku Vinceńskim?
— Nie — odrzekł Albert, którego uwadze nie uszło, że ojciec zmarszczył brwi. — Stało się to tylko przypadkiem. Wiesz, że pojechałem do przyjaciela mego Oktawiusza, on mi zaproponował pójść na ślizgawkę, na co się też zgodziłem, bo zapalonym jestem amatorem łyżwiarstwa. Dopiero na stawie spotkaliśmy się z panią i panną Bressoles, oraz Maurycym Vasseur.
Nazwisko to, przez Alberta wymówione, — zwróciło uwagę jego ojca.
— Z Maurycym Vasseur? — powtórzył.
— Tak, to ten młody człowiek, co był na wieczorze u Bressolów.
— Czem on jest?