Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/313

Ta strona została skorygowana.

I wyprowadził doktora z pokoju.
— Cóż takiego? — zapytał tenże, gdy wyszli z pokoju.
— Albert odgadł... przyszła tu panna Marja Bressoles z swoim ojcem.
— Więc cóż z tego?
— On kocha tę pannę, a ja dla względów rodzinnych nie mogę na tę miłość przystać.... mam inne plany.
— Strzeż się pan... te plany nie dojdą do skutku. Jeśli pan nie przychyli się do życzeń jego serca, serce go zabije.
— Więc — szepnął przestraszony ojciec — muszę ustąpić, aby nie zostać mordercą syna! Muszę pomimo oburzającego się mnie sumienia, pomimo wszystkiej mej woli, muszę zezwolić na ten wstrętny związek. Niech pan doktor będzie łaskaw, do niego powrócić...
— A pan tymczasem...
— Ja posłusznym się stanę nauce i rozkaz jej spełnię.
Doktor powrócił do pokoju pacjenta. Gibray udał się do saloniku, dokąd lokaj wprowadził Ludwika Bressola i Marję. U drzwi zatrzymał się drżąc jeszcze z niepewności. Potem zdecydował się nagłe i otworzył drzwi. Zobaczywszy go, Bressoles i Maria podnieśli się z krzeseł. Budowniczy poszedł na jego spotkanie i wyciągnął doń rękę. Sędzia śledczy ujął ją i uścisnął z udaną serdecznością, potem skłonił się Marji, która blada i drżąca nie śmiała się poruszyć.
— Niech nam pan wybaczy, żeśmy nalegali na to, ażeby się z panem zobaczyć, lecz nie widząc wczoraj nigdzie Alberta, postanowiliśmy dowiedzieć się od samego pana, lękając się, czy wypadek na lodzie nie był tak fatalny, że aż syn pański nie może wychodzić z domu.
— Tysiąckrotnie dziękuję państwu za współczucie, jakie okazujecie państwo Albertowi — odpowiedział Paweł de Gibray.
— Wpadnięcie do stawu nie było wcale niebezpiecznem i syn zdrów byłby już zupełni, gdyby nie nastąpiła w stanie jego zdrowia niepokojąca komplikacja.
— Niepokojąca — powtórzyła Marja, zachwiawszy się i zbladłszy. — Więc pan Albert chory, bardzo chory? To wpadnięcie do wody lodowej, któremu ja życie zawdzięczam, sprowadziło nań może śmiertelne niebezpieczeństwo. O! niech pan powie, proszę pana, błagam... niech pan powie prędzej.
Ludwik Bressoles ze zdziwieniem patrzył na córkę. To pomieszanie, to silne wzruszenie, tem bardziej go dziwiły, znał bowiem powściągliwy i niezłomny charakter Marji.
— Syn chory — odpowiedział sędzia i bardzo chory.
— O, Boże mój, Boże! — szepnęło dziewczę.