Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/316

Ta strona została skorygowana.

się też wcale do niej zbliżyć. Gdyby Oktawja była jak dawniej wolna, przeszkodziłaby tylko jego planom.
— Czego ona chce odemnie? — zapytał sam siebie, idąc po schodach do swego mieszkania.

XLIII.

Wszedłszy do pokoju, Maurycy rozpieczętował list... Był on następujący:
„Mam z tobą do pomówienia o ważnych rzeczach, ale niepodobna, mi być u ciebie, bo mogłoby to zaszkodzić memu małżeństwu.
„W naszym domu gaszą gaz o północy. Przyjdź o wpół do pierwszej. Dam ci dwa klucze. Jeden od furtki w bramie, drugi od mego mieszkania. Wchodząc do bramy, nie budź stróżki, a odrazu idź na schody — niebezpieczeństwa nie będzie żadnego“.
— Ho, ho! — rzekł do siebie Maurycy, krzywiąc się znacząco, kiedy przeczytał list. — To mi się bardzo nie podoba. Wchodzić ukradkiem w nocy... to bardzo brzydko. Odźwierny może się nagle obudzić, wziąć mnie za złodzieja, narobić hałasu i będzie wcale zabawne. Nie pójdę.
W tejże chwili ktoś zadzwonił. Maurycy rzucił list w ogień i poszedł otworzyć. Była to odźwierna.
— Przyniesiono to ot dla pana! — rzekła, podając lokatorowi niewielkie pudełko, starannie zawiązane.
Maurycy rozwiązał pudełko. Były w niem dwa klucze. Młodzieniec położył je na stole, a pudełko spalił.
— Jakie to nudne — wyszeptał.
Po kilku minutach włożył klucze do kieszeni, włożył na siebie ciepły paltot, wyszedł, zjadł obiad w restauracji na bulwarze, wieczór spędził w teatrze Rozmaitości, wypalił dwa cygara po przedstawieniu i na kilka minut przed wpół do pierwszą udał się na ulicę Comartin, gdzie mieszkała piękna Oktawja.
Okiennice wewnętrzne w mieszkaniu jej na pierwszem piętrze zamknięte były tak, że nie można było widzieć światła, choćby się nawet świeciło w pokojach. Maurycy wyjął klucze, otworzył furtkę od ulicy, zamknął ją również ostrożnie, bez hałasu i poszedł na górę ciemnemi schodami. Zaledwie kilka schodów przeszedł, kiedy drzwi na pierwszem piętrze otworzyły się i ukazała się Oktawja z lichtarzem w ręce.
— Chodźże prędzej — rzekła po cichu. — Bardzo jesteś dobry, żeś przyszedł, mam cię o coś prosić.