Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/324

Ta strona została skorygowana.

ogrodnicy z kwiatami. Maurycy przybył bardzo wcześnie, ażeby z budowniczym doglądać wykonania rozmaitych zleceń, które sam poradził. Bressoles nie mając żadnej sympatii do młodzieńca, oddawał mu sprawiedliwość zupełną co do wytwornego gustu.
Syn Aime Joubert nie spuścił z uwagi żadnego pokoju w pałacyku. Salon, przystrojony zielonością roślin, był dla niego przedmiotem szczególnych starań, zarówno jak i mała cieplarnia, do której można było wejść z podwórza tylnemi schodami i przez korytarz, omijając pokoje.
Maurycy kazał w tych dwóch pokojach postawić duże doniczki z kwiatami, zaopatrzone w gęsty mech dla przykrycia ziemi. Bressoles szedł za Maurycym, podziwiając jego zapał, dowcip i wesołość, tak że już zaczynał go uważać za nadzwyczaj miłego.
— Z tym młodzieńcem — pomyślał — nie można się nudzić.
Budowniczy chciał przez grzeczność zatrzymać młodzieńca na śniadanie. Maurycy wytłómaczył się pilnem zajęciem i opuścił pałacyk, nie zobaczywszy się ani z Walentyną, ani z Marją.
O dziewiątej wieczorem zapalono światło w żyrandolach i wkrótce pierwsi goście ukazali się w pokojach, przekształconych na cały szereg ogrodów zimowych.
Walentyna jaśniała pięknością w ślicznym kostiumie, który uwydatniał wszystkie jej plastyczne wdzięki. Marja, bardzo elegancko, ale bardzo skromnie ubrana, smutną była i zamyśloną. Myśl, że w całym tłumie tym nie zobaczy Alberta de Gibray, dobywała łzy z jej oczu.
Matka zaćmiewała ją zupełnie. Wiedziała o tem i nie było jej przykro bynajmniej.

XLVII.

W miarę, jak się napełniały pokoje, dał się słyszeć gwar pochwał, przerywany pochlebnemi wykrzyknikami.
Zachwycano się uprzejmością pani domu i wytwornym smakiem nowym i oryginalnym upiększeń.
Zwolna zjeżdżać się zaczęli znani czytelnikom naszym goście: Guy d‘Arfeuille, Paskal de Landilly, Gabriel Servais, który ukłoniwszy się budowniczemu i jego żonie, oczami szukał Marji, która właśnie z pośród gromadki młodych pań z roztargnieniem przysłuchiwała się światowym rozmowom, zupełnie dla niej obojętnym.
Przypadkiem jednak spojrzawszy dookoła, — spostrzegła malarza, podeszła doń z uśmiechem, podała mu rękę i zapytała:
— Ma pan jaką wiadomość o swym uczniu, panu de Gibray?
— Mam...
— Czy dobrą?
— Wyborną... Widziałem się z nim dziś rano. Daleko mu lepiej i prosił mnie, ażebym się od niego pani pokłonił, z zapewnieniem jego szacunku i gorącej przyjaźni. Jeżeli więc to o niego