bowcu rodzinnym, widocznie tego dowodzi. Ale jak wytłómaczyć obecność tej spinki w ręku Oktawji?
Właśnie w tej samej chwili wróciła młoda kobieta, Hrabia przybrał minę uśmiechniętą.
— Ho, ho! moja śliczna przyjaciółeczko — odezwał się — prowadzisz interesa wybornie! winszuję ci! Gdzież swe kapitały umieścisz?
— U mego notariusza, kochany hrabio.
— Nie żal ci tych rzeczy?
— Wcale nie żal, a nawet rada będę, gdy ich już nie będzie... Nie cierpię ich, bo nie od ciebie pochodzą.
— E! przesadzasz... Utrzymujesz, że chcesz zachować to tylko, co ja ci podarowałem, a zatrzymujesz ot to...
I hrabia pokazał spinkę, którą trzymał w ręce. Oktawja zarumieniła się.
— To drobnostka — odrzekła młoda kobieta odzyskawszy przytomność umysłu.
— Drobnostka, a tak! Ale drobnostka ta jest bezwątpienia przyjemnem wspomnieniem!
Hrabia, mogący bardzo dobrze grać komedję, kiedy chciał, nadal głosowi swemu odcień zazdrości.
— Jak ty to mówisz? — zawołała Oktawja, usiłując się uśmiechnąć.
— Nie dowierzasz mi?
— Jak najzupełniej i nie dowierzać będę tem bardziej, jeśli mi zaraz nie dasz objaśnień, których mam prawo od ciebie wymagać.
— Objaśnień. — Jasnych... dokładnych... — Kto ci tę rzecz podarował?
— Nikt!
— Co znaczy to kłamstwo?
— To wcale nie kłamstwo, sama za swoje pieniądze kupiłam te spinki do mankiet, bo mi się spodobały na wystawie u jubilera.
Hrabia myślał: Bezczelnie kłamie.
Gdzieżeś zgubiła drugą spinkę, której brakuje? — zapytał.
Oktawja odpowiedziała wzruszając ramionami:
— Doprawdy, panie hrabio, bardzo mi trudno to powiedzieć; pewnego wieczora, rozbierając się, zauważyłam, że u jednego mankieta brak spinki, ale później już o tem nie myślałam.
— A! — pochwycił hrabia — więc cię nie obchodziła ta zguba.
— Nie — odpowiedziała Oktawja, zdziwiona tak uporczywemi pytaniami hrabiego.