ła, ręce zimne jak lód, wszystka krew zbiegła jej do serca. Kiedy młodzieniec zamilkł, podniosła głowę i rzekła:
— Mój drogi, to małżeństwo jest niemożebnem.
Maurycy drgnął.
— Niemożebnem! — powtórzył. — Dlaczego?
Aime Joubert załamała ręce.
— Boże mój! — szepnęła prawie nieświadomie — Mój Boże, co za nieszczęsny los!
— Uspokój się moja droga przyjaciółko — rzekł Maurycy łagodnym głosem. — Wzruszenie twoje, pomieszanie, zamiast rozpraszać me podejrzenie, bardziej jeszcze je wzmaga... przestraszasz mnie! Czy wiesz, że te słowa: „małżeństwo to niemożebne“ zdają się jakby mówić, że tajemnica urodzenia mego okryta jest hańbą? Mógłbym pomyśleć, że ojciec mój był zbrodniarzem, a matka nędznicą!
Pani Rosier jęknęła i zaczęła szlochać, strumienie łez spływały po jej twarzy.
Widząc tę rozpacz. Maurycy zrozumiał, że wypowiedziane przez niego domysły zgadzają się z prawdą. Wzmogła się w nim jeszcze bardziej chęć poznania prawdy.
— Po co te łzy, po co te łkania? — zawołał. — Mnie nie łez trzeba, lecz odpowiedzi; której żądam! Ukrywasz przedemną nazwisko i przeszłość mej matki... Czyż tak dalece była występna, że hańba okrywa ją i po śmierci?
Pani Rosier nagle się wyprostowała i do Maurycego przystąpiła groźnie, ze strasznym wyrazem oczu i rzekła tonem rozkazującym:
— Milcz! nie znieważaj twej matki!
— Jeśli ją znieważam, to twoja wina! Milczenie twe doprowadza mnie do rozpaczy. Powiedzże mi, kto była moja matka, powiedz, że cierpiała wiele, a wtedy obciążać jej nie będę. Wtedy, żałować ją będę, ale powiedz mi wszystko.
— Chcesz wiedzieć? — odezwała się Aime Joubert
— Tak, chcę!
— Więc słuchaj!
Pani Rosier przez kilka minut zbierała myśli, potem w te słowa zaczęła.
— Matka twoja, chociaż rodzice jej nie mieli majątku, otrzymała jednak staranne wychowanie. Przeznaczono ją do nauczy-