— Dobrze.
— Tylko ze mną nie rób ceremonji, moja matko — odpowiedział Maurycy. — Pożegnam cię.
— Więc do widzenia! tylko przyjdź wkrótce, nie daj na siebie czekać.
Maurycy dwa kroki postąpił ku drzwiom — wrócił się jednak.
— Zanim odejdę, proszę cię, abym mógł u ciebie napisać kilka słów, które poślę przez komisjonera.
Przy naszej rozmowie dość długiej zapomniałem się widzieć z pewną osobą i teraz muszę coś napisać dla usprawiedliwienia mej nieobecności.
— Jesteś tu, jak u siebie, moje dziecko — odrzekła, pani Rosier. — Na tym stoliku znajdziesz wszystko do pisania, a ja tymczasem pójdę do gościa.
Agentka pocałowawszy syna, poszła do hrabiego Iwana, bo to od niego przyniosła bilet Magdalena.
— Dowiem się, kto jest ten gość — pomyślał Maurycy — tu wszystko wydaje mi się podejrzanem.
Zbliżywszy się po cichu do drzwi bocznych, które prowadziły do saloniku. Maurycy przyłożył ucho do dziurki od klucza.
— O! pan hrabia — odezwała się pani Rosier, wchodząc — zapewne ma pan mi do powiedzenia coś ważnego, kiedy pan przyjechał tutaj.
— Coś bardzo ważnego! — odpowiedział hrabia.
Oboje mówiący starali się głosu nie podnosić, jednakowoż Maurycy nie stracił ani słowa.
— Wszystko słyszę — szeptał. — Ale kto może być ten hrabia, jak go matka tytułuje?
— Niech pan raczy usiąść; słucham pana.
Iwan Smoiłow mówił dalej.
— Czy ma pani jeszcze u siebie tę spinkę, którą pani znalazła w najemnej karetce przy ul. Ernestyny, a która według wszelkiego prawdopodobieństwa należy do zabójcy?
Maurycemu włosy stanęły na głowie.
— Tak, mam ją u siebie.
— Tutaj?
— Tutaj!
— Może mi ją pani pokazać?