Pani Rosier wyjęła klucz z kieszeni, otworzyła szufladę biurka i wzięła stamtąd spinkę, którą podała Hrabiemu.
Długo się jej przypatrywał, potem wydobył z pugilaresu tę spinkę, którą zabrał Oktawji i położył ją obok pierwszej.
— Niech pani porówna obie spinki — rzekł do Aime Joubert.
Zobaczywszy przedmiot, przyniesiony przez Hrabiego, agentka drgnęła, wzięła go do ręki i poszła mu się przyglądać. Maurycy patrząc przez dziurkę od klucza, śledził miny mówiących. Twarz gościa była dotąd dlań niewidoczną. Jemu samemu przestrach powlókł twarz śmiertelną bladością. Ręce mu drżały i krople potu występowały na skronie. Po minucie odezwała się Aime Joubert.
— Te dwie spinki podobne są do siebie, jak dwie krople wody.
— To mnie też uderzyło od pierwszego spojrzenia — odpowiedział hrabia.
— Dla mnie zupełnie jest pewnem, że spinka ta stanowi parę z tą, którą pani ma u siebie, a zatem; wpadliśmy na ślad zabójcy.
Znalazłem ją u pewnej młodej osóbki, która mnie obdarza względami, a którą w półświatku nazywają piękną Oktawją.
Maurycemu potrzeba było całej siły woli, ażeby powstrzymać się od okrzyku przerażenia, który miał mu się już z piersi wydrzeć.
— Poznałem ten głos — pomyślał — to hrabia Iwan...
I znów jął nasłuchiwać. Hrabia szczegółowo opowiedział agentce, co zdarzyło się przed godziną u Oktawji.
— I nie pytałeś pan tej kobiety — zagadnęła agentka.
— I owszem, obsypałem ją pytaniami, udając, że jestem zazdrosny, ale pewny jestem, że kłamała. Trzeba ją będzie aresztować. U sędziego śledczego prędzej co powie.
Maurycy poczuł dreszcz na całem ciele. W głowie mu się kołowało.
— Masz pan słuszność, to należy przedsięwziąć — odpowiedziała pani Rosier.
— Areszt jest konieczny, lecz bez skandalu. Obawiać się niema czego. Oktawja nie podejrzywa nic i ani myśli o ucieczce. Zresztą, dodaję, wcale nie uważam jej za wspólniczkę. Zna tylko mordercę, może go wskazać.
— Zginąłem — pomyślał Maurycy.
— Czeka mnie nie bogactwo, lecz szafot.
— Nie wszystko jest stracone — szepnął potem Maurycy i opuścił swe obserwacyjne stanowisko; po cichu wyszedł do przedpokoju, otworzył drzwi na schody, udał się niemi na dół, a Magdalena nawet nie zauważyła, jak wychodzi potem. Wkrótce i hrabia pożegnał agentkę, która włożyła kapelusz, salopę i czemprędzej podążyła do pierwszej stacji karet.
— Gdzie jechać? — zapytał woźnica.
— Do prefektury policji — odpowiedziała.
Maurycy również wziął karetkę i pojechał na ulicę Surennes. Drzwi od pałacyku otworzył mu Dominik. Młodzieniec obok niego
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/349
Ta strona została skorygowana.