Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/350

Ta strona została skorygowana.

przeleciał jak strzała i wbiegł do pokoju mniemanego kapitana Van Broke. Lartigues i Verdier siedzieli przy stoliku. Ujrzawszy Maurycego, pomieszanego, bladego, patrzącego dziko, krzyknęli ze zdziwienia.
— Co się stało? — zapytał Verdier.
Maurycy padł na krzesło i krzyknął
— Zginęliśmy!
— Zginęliśmy! — powtórzyli obydwaj zbrodniarze, zbladłszy, pomimo całej swej zimnej krwi.
— Przynajmniej ja!
— Mówże prędzej!
— Wy wprzód mi odpowiedzcie — rzekł Maurycy, wstając.
— Jeśli chcesz nas o co zapytać, to pytaj, ale po krótce — odpowiedział Lartigues.
— Jednego i drugiego z was znam — zaczął młodzieniec — tylko pod przybranemi nazwiskami. Juljusza Termann, kapitana Van Broke i opata Merissa. To są nazwiska wymyślone, a prawdziwych waszych nie znam, tak samo, jak i dwóch jeszcze innych członków stowarzyszenia „Pięciu“... Dotąd wszystko mi to było jedno, a teraz nie... Potrzeba mi powiedzieć, którego z „Pięciu“ sąd przysięgłych skazał zaocznie na karę śmierci za zabójstwo hrabiny Kurawiew, który się nazywa Piotr Lartigues?
Gdy młody człowiek, oddech tracąc, prawie z obłąkaniem na twarzy wymawiał przytoczone przez nas zdania, Verdier rzucił na mniemanego kapitana Van Broke znaczące spojrzenie, którem zalecał mu milczeniem. Uważał on, że Maurycy, godzien jest należeć do ich stowarzyszenia, choć zresztą sam się narzucił, jak wiadomo, lecz bał się, ażeby młodzieniec przez nieostrożność nie wystawił wszystkich na niebezpieczeństwo, dlatego sądził też, że przed nim zdejmować maski nie należy.
— Piotr Lartigues, o którem mówisz, już nie żyje — odezwał się. — O tem sam powinieneś jak najlepiej wiedzieć.
— Jak najlepiej? — powtórzył Maurycy pytająco.
— Tak, bo krył się on pod nazwiskiem Gustawa Perrier i zabity został przez ciebie w karetce na ul. Montorgueil, w chwili, gdy przybył do Paryża.
— Wysłaniec Michała Bremont. Człowiek, któregom ja zabił, nazywał się Piotr Lartigues? — rzekł urywanym głosem Maurycy.
— Tak... ale dlaczego jesteś tak wzruszony?
Maurycy głucho krzyknął:
— Jaki ja nieszczęśliwy — jęknął, chwytając się za głowę. — Zabiłem ojca!

KONIEC TOMU DRUGIEGO.