niebezpieczeństwo nie tylko w tem... bo jest ono od nas już o wiele bliżej i może jutro będzie już za późno z niem walczyć.
— Jutro! — powtórzyli razem Lartigues i Verdier.
— Tak, bo jutro Oktawja, dawna moja kochanka, teraz ulubienica hrabiego Iwana, aresztowana będzie; ona wszystko wyśpiewa, ja zginę i wszystkie plany nasze przepadną.
— Oktawja? hrabia Iwan? — wyjąkał Verdier — cóż to znów znaczy?
Maurycy opowiedział historję spinki.
— Do kroćset diabłów! — zawołał Lartigues. — Jeżeli zacznie śpiewać, a zdaje mi się, że to nastąpi i wyśpiewa wszystko, nasz Maurycy rzeczywiście w wielkiem będzie niebezpieczeństwie. Ja byłbym za tem, ażeby dziś jeszcze wyjechał z Paryża.
— Uciekać, wszystko to jedno, co przyznać się do winy — odparł Verdier.
— Cóż więc w takim razie uczynić?
— Oktawja nie powinna powiedzieć, do kogo należy ta spinka! — rzekł Verdier i wyjął z pugilaresu grubą, złotą igłę, długości dwudziestu centymetrów.
Pokazał Maurycemu tę igłę i mówił dalej:
— Pójdziesz zaraz do Oktawji... a to ci zapewni jej milczenie. Kiedy jutro zrana przyjdą ją aresztować, znajdą ją nieżywą.
Maurycy wzdrygnął się z przerażenia.
— Zabić ją — wyszeptał — popełnić tak nikczemną zbrodnię, na to nigdy się nie zgodzę.
Verdier wzruszył ramionami i odrzekł:
— Jeżeli dozwolisz Oktawji opowiedzieć wszystko, czeka cię szafot, wybieraj między życiem jej a swojej.
Maurycy drżał, ale wywody Verdiera odniosły zwycięstwo nad jego chwilowem wzburzeniem.
— Fatalne przeznaczenie mnie popycha! — wyszeptał. — Oktawja nie powie nic.
Schował igłę złotą do pugilaresu i rozstawszy się ze wspólniwami, wrócił do karetki, która go przywiozła i czekała na niego i kazał jechać na ulicę Navarin.
— Jest list do pana! — zawołała odźwierna, gdy go zobaczyła.
Młodzieniec wziął list i poznał pismo Oktawji. Wszedłszy do pokoju, zapalił świecę, rozerwał kopertę i przeczytał.
— Czeka na mnie — szepnął paląc list — sama się na śmierć skazuje.
Włożywszy na siebie ubiór podróżny, znacznie zmieniający jego powierzchowność, wziął oba klucze, przysłane mu przed kilku dniami przez Oktaję i wyszedł spokojny, chłodny, stanowczy, słowem taki, jakim go przedstawiliśmy czytelnikom na początku opowiadania.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/356
Ta strona została skorygowana.
★ ★ ★