bielizny. Spotykamy się z dziewczęciem w sobotę. Porzucona córka Walentyny odzyskała teraz zdrowie i siły. Na policzkach jej zjawił się rumieniec. Zręczna, wesoła, niestrudzona, chodziła ze składu do sypialni i na łóżku żelaznym każdej pensjonarki rozkładała bieliznę na niedzielę. — Dwie szwaczki pomagały jej w tem zajęciu. Z dołu zawołał nagle czyjś głos:
— Panno Symeono! Jest list dla pani.
Dziewczę szybko, zbiegło z trzypiętrowych schodów do odźwiernego, który w ręce trzymał list. Symeona wzięła list. Na połowie drogi między pierwszem a drugiem piętrem zatrzymała się, rozpieczętowała kopertę prędko i przebiegła osnowę listu. Oczy jej napełniły się łzami, a wargi drżały.
— O, poczciwa! o, biedna!
List napisany drżącą ręką, był od Marii Bressoles. Oto, co w sobie zawierał:
„Dowiedziałam się, kochana Symeono, żeś kilkakrotnie przychodziła zapytywać o me zdrowie, ale nie mogłaś się widzieć ani ze miną, ani z ojcem. Chora byłam... bardzo chora — teraz, chociaż jeszcze nie wyzdrowiałam, trochę mi już lepiej. Bardzo będę rada cię uściskać, kochana Symeono. Jutro w niedzielę masz wolny dzień. Jeśli będziesz mogła, przyjdź do nas, sprawisz mi wielką przyjemność, bo wiesz, jak jestem do ciebie przywiązana.“
„Szczęśliwaś!... wyzdrowiałaś, teraz na, mnie kolej być chorą, wyzdrowiałaś... a ja umrę może, Do jutra więc, nieprawdaż? Życzliwa ci
Symeona dwa razy przeczytała ten list z gorącemi łzami.
— Umrzeć ma! — szepnęła, usiłując wstrzymać się od płaczu. — Ona mówi o śmierci! o! to niepodobna! Bóg byłby zbyt okrutny, gdyby zabrał do siebie tego anioła, który sieje dobrodziejstwa na swej drodze życia. Naturalnie, że pójdę jutro i poproszę pani Dubief, aby mi pozwoliła iść od samego rana.
W tej właśnie chwili ukazała się pani Dubief, która szła oglądać sypialnie, co czyniła każdej soboty. Zadowolona z wzorowego porządku, pocieszyła strapioną Symeonę, udzieliła jej potrzebnego pozwolenia i odeszła. Chociaż ciężko było jeszcze, na sercu Symeonie, uśmiechała się na myśl, że zobaczy swych drogich protektorów.
W pokoju państwa Bressolów zeszedł się doktór z Maurycym który się u niego wywiadywał o zdrowie Marji.
— Czy pan zna prace doktorów amerykańskich — zapytał następnie Maurycy — którym częściej niż ich kolegom europejskim