ołtarz marmurowy. Na ołtarzu tym stał krzyż posrebrzany, cztery lichtarze z świecami woskowemi, z których jedne były jeszcze całe, drugie wypalone do połowy.
— Sześć krzeseł było po obu stronach przy ołtarzu z drzewa czarnego, wysokiemi oparciami i z bardzo niskkem siedzeniem, obitem starą, jaskrawą materją. Trzy krzesła leżały na podłodze przewrócone, inne stały, ale w nieładzie. Wyblakły dywan okrywał w części marmurowe płyty, naprzemian czarne i białe, niby kwadraciki na szachownicy. Dwa obrazy szkoły włoskiej wisiały na ścianach. Jeden z nich przedstawiał „Zdjęcie z Krzyża“, drugi „Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa“. Wilgoć tu panująca osiadła i na obrazach, tak, iż twarze na nich były już niewidoczne.
Półzmrok ponury panował w grobowcu. Kilka wianków widniało przed ołtarzem wszystkie zwiędłe, z wyjątkiem jednego.
Wiemy już, że trup zabitej kobiety na wznak leżał. Na pobladłych ustach nieboszczki widać było czerwoną placę, okrążył ją pasek zeschłej krwi. Ręce miała wyciągnięte, palce zaciśnięte, oczy otwarte. Twarz której rysy skamieniały pod działaniem śmierci, wyrażała przestrach niezmierny. Szczegóły te, któreśmy podać uważali za konieczne, zapisane zostały drobiazgowo w protokóle. Niewiadoma ofiara mogła mieć lat czterdzieści. Była w żałobie: z czarnego kapelusza krepowego zwieszał się welon z takiejże materji. Na szyji dawała się widzieć głęboka rana. Kształt rany tej wskazywał, że zabójca uderzył sztyletem trójkątnym.
— Zaczynajmy po porządku — rzekł Gibray po krótkich oględzinach.
— Najprzód trzeba obejrzeć ubranie nieboszczki.
Jodelet ukląkł obok trupa i uważnie szukał po kieszeniach. Znalazł w nich tylko cienką chustkę płócienną.
— Zobaczcie, jaki jest znak na chustce — rozkazał sędzia śledczy.
— Żadnego znaku nie ma — odpowiedział Jodelet ze zdziwieniem — tutaj tak samo, jak na ulicy Ernestyny.
Członkowie sądu spojrzeli po sobie zdziwieni.
Gibray mówił dalej:
— Znak, którego niema na chustce, może być na bieliźnie.
Agent policyjny bardzo szybko rozpiął stanik i gorset nieboszczki.
— Druga rana w sercu! — zawołał Jodelet.