je dziwnych oczu jakby kocich zaświeciło w ciemności. Pani Rosier przyszła już do siebie po omdleniu, ale przemarzła i czuła się potłuczoną; gdy jednak usłyszała plusk wioseł, instynkt śledczy się w niej obudził i zapominając o sobie, zajęła się tem tylko, co się działo tuż przy niej. Widziała łódkę, którą kierował Lartigues. Przeczucie powiedziało jej, że zobaczy ludzi, którzy się jej wymknęli w tejże chwili, gdy była pewna, że ich pochwyci.
Kiedy łódka zatrzymała się tuż przed nią, Aime Joubert ledwie powstrzymać zdołała krzyk — wyrywający się z jej drżących ust.
— Tylko prędko — Jose Golano. Chciałbym jutro pojechać zrana pierwszym pociągiem.
— Słucham cię — odpowiedział Lartigues.
Usłyszawszy te słowa, Aime Joubert poczuła, że krew jej ścina się w żyłach. Wątpić było niepodobna. Poznała głos.
— Po pierwsze i przedewszystkiem pan hrabia pyta się, czy chcesz przysiądz, że nigdy nie wyjawisz hrabiemu Iwanowi tajemnicy śmierci jego matki.
— Przysięgam! a zresztą dla wszystkich i dla sędziów, którzy mnie skazali na śmierć, tylko ja jestem winien. Trzeba wyjechać z Paryża najpóźniej za trzy dni.
— To niepodobna.
— Dlaczego?
— Mam bardzo ważne interesa, których nie mogę porzucić.
— Jak długo będziesz potrzebował pozostać jeszcze w Paryżu?
— Przynajmniej miesiąc.
— A jeśli tymczasem pochwyci cię policja?
— Ha! tem gorzej dla mnie! Ja ryzykuję wszystko dla wszystkiego. Zarobek może być tak ogromny, że się wcale nie waham.
— Dobrze, ale jak skończysz swe interesa?
— Wtenczas będę służył twemu panu.
— Mój pan wyznaczył ci trzy dni, bo zdaje mu się, że to będzie dla ciebie dość czasu do wykonania jego projektu. Ty chcesz tę rzecz odłożyć na miesiąc, niech i tak będzie, ale ażeby to już przed miesiącem było wykonane.
— O co chodzi?
— Hrabia Iwan Kurawiew powinien przestać być niebezpiecznym.
— Ile twój pan płaci za jego śmierć?
— Dwieście tysięcy franków.