Biedny ojciec znowu uściskał córkę, przytulił do serca i tkliwie ucałował, szepcąc:
— O, moje kochane dziecko, drogi skarbie mój, jedyna miłość ojca na tym świecie, tobie zawdzięczać będę szczęście na starość, obetrzyj oczy i chodź ucałować matkę.
Marja była posłuszna. Widząc ją spokojną, przynajmniej z pozoru, Walentyna myślała, że ojciec i doktór nie mówili z nią o zamążpójście. Wielkie było zdumienie jej, kiedy się Ludwik odezwał:
— Już wie o wszystkiem... zgadza się...
W tejże chwili służący oznajmił Maurycego. Walentyna uczuła w sercu straszny cios. Myślała sobie: Jakto? myśl o małżeństwie ani jednej łzy nie wycisnęła z jej oczu? Uśmiecha się prawie, zrzekając się miłości ku Albertowi. Czyżbym się omyliła? Kochałaż by Maurycego?
Maurycy wszedł. Walentyna, zmarszczywszy brwi, rzuciła nań zazdrosne spojrzenie. Marja wyciągnęła doń rękę.
— Panie Vasseur — rzekła — powiem panu nowinę.
— Nowinę? — powtórzył Maurycy.
— Tak.
— A czy przyjemną?
— Niech pan sam osądzi. Ojciec tylko co mi powiedział, że za miesiąc nosić będę nazwisko pańskie.
— A pani co na to odpowiedziała? — zawołał młodzieniec, oszołomiony tą wiadomością.
— Odpowiedziałam, że zgadzam się i dziękuję panu z całego serca za pańskie przywiązanie.
— Za moje przywiązanie? — wyszeptał syn Aime Joubert zaczerwieniony.
— Naturalnie — odpowiedziało dziewczę — ja się nie łudzę. Pan idzie za popędem swego szlachetnego serca, powoduje panem litość dla mnie. Żeni się pan, ażeby mnie uratować.
— Wynagrodzony będę za to — odpowiedział Maurycy, odzyskując zuchwały cynizm. — Teraz pani cierpieć już będzie niedługo.
Nikt, prócz łotra, który te słowa wymówił, nie zrozumiał straszliwego ich znaczenia, Walentyna z wściekłością przygryzła sobie wargi.
— Zjesz z nami śniadanie, doktorze? — odezwał się Ludwik.
— Z wielką przyjemnością — odpowiedział doktór. — Pierwszy chcę wypić za zdrowie i szczęście przyszłych państwa młodych.
Budowniczy mówił dalej, zwracając się do Maurycego:
— Po śniadaniu, mój drogi, pomówimy z sobą.
Syn Aime Joubert skłonił się. Skoro się śniadanie skończyło, a trwało niedługo, Bressoles zaprowadził Maurycego do swego gabinetu i rozpoczął rozmowę w te słowa:
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/400
Ta strona została skorygowana.