Urzędnik napisał na papierze poliniowanym w rubryki, co mu Billot podyktował. Z gabinetu przeszli do przepokoju, stąd z pokoju do pokoju na całym parterze. Następnie p. Dubieuf zaprowadziła urzędników na pierwsze piętro. Zapisując drzwi i okna, jak mu Billiot dyktował, urzędnik wypytywał przełożoną pensji o przeznaczenie każdego pokoju. Ponieważ czynił to z uniżoną grzecznością, pani Dubieuf więc chociaż myślała, że trochę jest za ciekawy, odpowiadała mu dobrodusznie.
Z pierwszego piętra gdzie znajdowało się mieszkanie przełożonej, pokoje dam klasowych i różne inne, udano się na drugie piętro, — zajęte ono było prawie w całości na sypialnie. Symeona i robotnice pod jej kierownictwem były przy swem zatrudnieniu sobotniem, kładły na każde łóżko czystą bieliznę i ubranie, które uczennice włożyć miały na siebie przy niedzieli.
— A! Symeono! — rzekła pani Dubief do dziewczęcia, obok przechodzącego — zapomniałam ci powiedzieć, panna Perier odjeżdża.
— Dobrze, proszę pani. Wszystko będzie gotowe.
Usłyszawszy imię Symeony, obaj urzędnicy pozostali obojętni z pozoru, ale nozdrza roszerzyły się im w tej chwili, a z pod rzęs wypadła przelotna błyskawica. Uważnie spojrzeli na młodą dozorczynię szwaczek, z którą rozmawiała pani Dubief, a potem popatrzyli na siebie.
Spis prowadzony był dalej. Drugie piętro składało się z dodatkowych sypialni, składów bielizny, garderoby i z kilkunastu niewielkich pokoików, które były przeznaczone dla szwaczek i służących.
Pokoje te zwiedzano kolejno. Jeden z nich umeblowany był skromnie, lecz prawie zalotnie.
— Miły kącik — zagadnął Billiot chrapliwym głosem — gospodyni tego pokoju zasługuje na nagrodę za porządek i schludność.
— To prawda — odpowiedziała pani Dubieuf.
— Tu mieszka moja dozorczyni nad szwaczkami, mająca bardzo wiele zalet.
— Jako stara panna naturalnie — rzekł urzędnik z uśmiechem.
— Przeciwnie, moja dozorczyni młoda i bardzo przystojna. Tylko co widzieliście ją panowie. To Symeona, z którą rozmawiałam w wielkiej sypialni....
Podczas gdy urzędnik rozmawiał z przełożoną pensji, Billiot patrzył na prawo i na lewo, jak gdyby miał sporządzać spis inwentarza.
Nagle drgnął, spostrzegłszy na komodzie list rozłożony... Podszedł czem prędzej; list zawierał kilka wierszy. Jednem spojrzniem szybkiem przeczytał jego osnowę, poczem obrócił się prędko i oparł się o komodę w tył ręce założywszy.
— Cóż tutaj jest? — zapytał pisarz.
— Tylko jedno okno i jedyne drzwi.
— Przejdźmy do następnego pokoju.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/410
Ta strona została skorygowana.