Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/418

Ta strona została skorygowana.

— Wiedziałam, że mają wspólnika, którym się posługują, którego wysuwają naprzód. To ten młody człowiek, o którym mowa. Ale co znaczą te akta zejścia. Co za zbrodnia kryje się pod temi wyraźnemi, a zarazem zagadkowemi słowy. Obyśmy tylko zdołali nie dopuścić nowej zbrodni.
Po małym przestanku mówiła dalej:
— Jeśli nam Bóg dopomoże, ja im przeszkodzę, wydam Lartiguesa w ręce sprawiedliwości i stare rachunki między nami będą ukończone.
Galoubet i Sylwan drżeli, słuchając tej, którą nazywali swą dyrektorową. Głos jej ostry i metaliczny — nigdy nie słyszeli, ażeby takim głosem mówiła — ścinał im krew w żyłach ze strachu. Z nozdrzami drżącemi, zmarszczywszy brwi, z oczami, ciskającemi płomienie, żywem wydała się uosobnieniem sprawiedliwości, gotowej wymierzać karę.
— Teraz trzeba ten list znowu włożyć do koperty — mówiła dalej pani Rosier.
Zanotowawszy sobie adres londyński i pierwsze litery, pod któremi miała nadejść odpowiedź do kantoru pocztowego przy ulicy Enghien — agentka wsunęła list do koperty, poczem ją zalepiła.
— Wrzucimy ten list do skrzynki pocztowej — dodała. — Chodźmy.
Wszyscy troje wyszli z domu przy ulicy Meslay, gdzie Sylwan i Galoubet pozostawili swe kostjumy i pani Rosier, wrzuciwszy kopertę do skrzynki, wróciła do siebie na ulicę Victoire.

XXX.

Lokaj państwa Bressolów zapowiedział wizytę Symeony, a p. Bressoles odezwał się;
— Kochane dziewczę przyszło dziś do nas na mą prośbę. Pisałem do pani Dubieuf. Bardzobym pragnął, ażeby Marja, wyszedłszy zamąż, wzięła ją do siebie.
— I jabym także pragnęła bardzo — odpowiedziała Marja. — Dziękuję ci, ojcze, za myśl tak doskonałą.
Maurycy zmarszczył brwi. — Symeona weszła. Ujrzawszy się wobec nieznajomych osób, młoda dziewczyna zmieszała się z początku. — Marja podniosła się z krzesła, przystąpiła do niej i serdecznie pocałowała.
— Jakże się cieszę, kochana Symeono, żeś przyszła do nas. Siadajże między ojcem a mną. Mamy z sobą wiele do pomówienia.
Życzliwe słowa te ośmieliły trochę Symeonę. Ukłoniła się siedzącym przy stole i zbliżyła się do Bressola, który uścisnął ją za ręka i posadził przy sobie.