Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/429

Ta strona została skorygowana.

licji, która niezawodnieby je znalazła przy rewizji. Biednego bulończyka, otrutego kwasem pruskim wyniesiono na ulicę.
Verdier włożył ubrania, peruki i papiery do trzech dużych kufrów, na których wypisane było na przyklejonych papierkach: „Londyn. Pozostawić na stacji do zażądania“.
Zrana Verdier poszedł powiedzieć odźwiernemu, że wyjeżdża. W kilka minut później odesłał kufry, pozostawiwszy ze wszystkich ubrań tylko trzy kostiumy, panów Marchais, Martina i opata Merissa. Kufry zapisane zostały na kolei pod zmyślonem nazwiskiem jakiegoś artysty dramatycznego jadącego do Londynu. Przedsięwziąwszy tę ostrożność, Verdier wrócił do domu, przywdział ubranie opata, które wydawało mu się najbezpieczniejszem i udał się na ulicę Surennes.
W poniedziałek naczelnik policji śledczej wydał rozkazy. Cała dzielnica przedmieścia św. Honorego oddana została pod dozór agentów, przebranych po cywilnemu, którzy przechadzali się po ulicach z dobroduszną miną, ale z nadstawionemi uszami i natężonym wzrokiem.
W przeddzień, Verdier i Lartigues przeszli obok nich, Lartigues w kostiumie kapitana Van Broke, Verdier przebrany za Martina i w ludziach tak przyzwoicie wyglądających agenci nie domyśleli się poszukiwanych złoczyńców.
Pani Rosier, Galoubet i Sylwan Cornu cały dzień i część nocy pilnowali agentów, uwijających się po dzielnicy. Agentka było niezadowolona. Zaraz spostrzegła, że policjanci zamiast wstępować do bawarji, kawiarni i śledzić zewnątrz i wewnątrz, zanadto się kręcili na chodnikach i drepcąc na jednem miejscu, musieli koniecznie ściągnąć na siebie uwagę.
Jakby umyślnie chcieli dać do zrozumienia mieszkańcom, że policja osaczyła dzielnicę, — pomyślała Joubert. Agentami kieruję jakiś ispektor, bardzo niezgrabny, albo też chcący mi dokuczyć. Naczelnik policji zawsze dla mnie tak uprzejmy, teraz jest bardzo sztywny. Widocznie przestał mi ufać i chce mnie zmęczyć, ażebym się sama wszystkiego zrzekła. Ale zobaczymy. We wtorek zrana udała się do prefektury i prosto weszła do naczelnika.
— Witaj, kochana pani Rosier — rzekł — czy ma pani dla mnie jakie nowiny?
— Nie — odpowiedziała Aime Joubert — pamięta pan, żem prosiła o czas do środy?
— Cóż więc panią sprowadza?
— Przyszłam się poskarżyć.