Z takiego przywileju nie korzystali mieszkańcy budynków wewnętrznych. Ci musieli obchodzić pasażem Vendome, gdy nie był zamknięty, albo ulicami Berangera, Turbigot, Charlou.
Sylwan zatrzymał karetkę na bulwarze. — Tylko on głowę miał na równi z chodnikiem, bardzo wysokim w tem miejscu. Pani Rosier spuściła szybę karetki i spytała półgłosem:
— Cóż on porabia?
— Otwiera furtkę kluczem, wyjętym z kieszeni — wchodząc zamyka drzwi.
— Więc musi tu mieszkać — zawołała.
— Czy to Lartigues? — szepnął Galoubet.
— On, wątpić nie podobna! Wyjdź, Galoubecie i nie odstępuj furtki, patrz dobrze, kto wyjdzie. Widziałeś tego człowieka, poznasz go i śledź, jeżeli znów ukaże się na ulicy, co mi się nie zdaje, ale wszystko trzeba przewidzieć.
— Dobrze, pani dyrektorowo.
— A ja spieszę do naczelnika policji śledczej po agentów — mówiła dalej pani Rosier. — Jeżeli was tu nie zastanę, będzie to znaczyło, że ścigacie tego człowieka. W takim razie poczeka...
— O, — rzekł nagle Sylwan, który słuchając agentki, nie spuszczał z oczu kamienicy.
— Co? — zawołała Aime Joubert.
— W oknach na drugiem piętrze ukazało się światło.
— Otwierają je dodał Galoubet.
Rzeczywiście otworzyły się dwa okna, jedno na drugiem i człowiek w okularach zamknął okiennice.
— Wiemy już wszystko, co chcieliśmy wiedzieć rzekła agentka. — Pilnujcie dobrze, schwytamy go w mieszkaniu.
Pobiegła na pobliską stację karetek, zajęła jedną z nich i powiedziała do woźnicy:
— Dwadzieścia franków, jeżeli w dziesięć minut zawieziesz mnie pod nr. 9. na wybrzeże Orievre. Tam mieszka naczelnik policji śledczej.
— Niech pani przygotuje woreczek — odrzekł woźnica — mam dobrego konia, popędzimy jak wiatr.
Lartigues wszedłszy do pomieszkania, zajmowanego przez Verdiera pod nazwiskiem Marchais. Zapalił świecę, tworzył okna i pozamykał okiennicę. Nagle twarz mu się zasępiła, a z ust wyrwał mu się wykrzyk!