Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/448

Ta strona została skorygowana.

przypomniała sobie i kazała mężowi Doroty zaraz list ten odnieść komisarzowi.

★ ★ ★

Opuściliśmy panią Rosier w chwili, gdy rozstawiwszy swych podwładnych, poszła do kantoru pocztowego, ażeby zaczekać, aż w zastawioną zasadzkę złapie się albo Lartigues, albo Verdier, albo kto ze wspólników, który mimowoli naprowadzi na ślad tamtych.
Agentka w niewysłowionym niepokoju martwiła się, że czas upływa, a nikt nie przychodzi. Zwątpienie coraz bardziej ogarniało jej duszę.

XLII.

Urzędnik, obok którego siedziała agentka, odezwał się do niej ze współczuciem:
— Czas wydaje się pani bardzo długim!
— O! bardzo...
— Rozumiem to, kiedy się czeka, to czas idzie żółwim krokiem. Chyba już ten, na kogo pani czeka, nie przyjdzie dziś i będzie pani musiała przyjść jeszcze jutro.
— O której godzinie wychodzicie panowie z biura?
— O ósmej.
— Do ósmej może jeszcze przyjdzie.
— To prawda. Czy trzeba zaraz oddać list temu, kto się zgłosi?
— Tak, zaraz, bez najmniejszego wahania, ażeby ten człowiek nie mógł podejrzewać.
— Wszelkie ostrożności przedsięwzięłam, byleby tylko przyszedł.
— O! że nam nie ujdzie, za to mogę śmiało ręczyć.
W tej chwili, gdy agentka domawiała tych słów, człowiek jakiś, którego w okienku widać było tylko piersi, przystąpił z kopertą w ręku i zapytał:
— Czy jest list poste-restante z tym adresem?
— I. J. K. 50 — odpowiedział urzędnik — jest.
I podał zgłaszającemu się list, na stole leżący. Kiedy pani Rosier usłyszała ten głos, dostała zawrotu głowy. Nachyliła się szybko, ażeby zobaczyć twarz człowieka, czekającego przy okienku. Ciało konwulsyjnie zadrżało, oczy patrzały dziko, wargi drżały, chciała krzyknąć, ale żaden dźwięk nie wyrwał się jej z ściśniętego gardła i na wznak upadła przy zdziwionym urzędniku. Tymczasem Maurycy wyszedł na ulicę, wsiadł do karety, która go przywiozła, i odjechał. W kantorze pocztowym wiedziano, co się ma stać i oczekiwano efektownego widoku aresztowania.