— Wcale.
— To lepiej jest, aniżelim się spodziewał.
Doktór wyjął z kieszeni flaszeczkę i dał łyżkę lekarstwa chorej, której głowę uniósł Galoubet. Agentka otworzyła oczy i nie sprzeciwiając się wcale, połknęła lekarstwo. Oczy jej zwróciły się na doktora i na pytanie jego:
— Jak się pani czuje? widzi mnie pani? słyszy? rozumie?
Odpowiedziała słabym głosem:
— Widzę pana, słyszę, rozumiem.
— Czy panią co boli.
— Nic mnie nie boli, tylko cała się czuję potłuczoną.
— A głowa?
— O! myśleć mogę jak najlepiej! Od paru godzin wcale nie śpię, tylko myślę!... o myślę!.... która godzina?
— Około dziesiątej.
— Dziesiąta! już... no, wstanę!
— Malignę ma! — szepnął Galoubet.
— Chce pani wstać? — zapytał doktor. — Cóż znowu!
— Muszę!
— Ależ to szaleństwo!
— Nie! powinnam być na nogach. Mam bardzo wiele do załatwienia rzeczy ważnych!
— Czy pamięta pani, od czego miała pani wczoraj uderzenie krwi do mózgu?
Pani Rosier wstrząsnęła się całem ciałem.
— Tak pamiętam!
— Więc pani widziała go? — spytał żywo Galoubet. — Tego, co po list przyszedł.
Brwi pani Rosier zmarszczyły się. Twarz jej bardziej jeszcze pobladła.
— Tak... — szepnęła — widziałam go.
— I poznała go pani?
— Poznałam.
— I któż on był?
— To był Lartigues.
— Zatem — wtrącił doktor — uderzenie krwi do głowy spowodowane zostało niespodziewanym widokiem człowieka, którego pani nazywa Lartigues’em?
— Tak, właśnie. Człowiek ten niegdyś wiele mi złego wyrządził, widok jego raził mnie jak piorunem; ale teraz to przeszło, zapewniam pana. Przyszłam już do siebie zupełnie. Koniecznie pragnę wstać. Jak wszyscy z pokoju tego wyjdą, zaraz wstanę i będzie pan miał dowód, że siły mi już wróciły.
— A ja pani powtarzam, że po tak silnem wstrząśnieniu nieostrożnie, a nawet niebezpiecznie byłoby wstać z łóżka tak prędko.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/452
Ta strona została skorygowana.