Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/477

Ta strona została skorygowana.

Verneuille będzie pół godziny drogi. Pewien jestem, że mama będzie tu za kilka minut.
— Daj Boże...
Nieobecność matki pana młodego dodawała otuchy Marji.
— Podpis kontraktu się opóźni! — pomyślała.
Wybiła jedenasta. Ledwie ostatni dźwięk uderzeń godziny przebrzmiał, gdy lokaj oznajmił: Hrabia Iwan Kurawiew, doktor Juanos, pan Gabrjel Servais, pan Albert de Gibray. Na te nazwiska Walentyna i Albert krzyknęli z przerażenia, Marja nie mogła się wstrzymać od radosnego okrzyku. Syn Aime Joubert cofnął się przerażony, ujrzawszy hrabiego Iwana, opierającego się na ręku dr. Juanosa i Alberta de Gibray, któremu Gabrjel Servais był podporą. Walentyna drżąca patrzała na Alberta bladego, wychudłego, jeszcze słabego, ale ze wzrokiem pełnym życia i uśmiechem na ustach. Hrabia Iwan, ażeby się utrzymać na nogach, potrzebował nadzwyczajnej energii, ale bądź co bądź trzymał się; doktór Juanos mógł się poszczycić prawie cudownem wyleczeniem.
Marja ledwie, oddychając, z sercem pełnem upojenia, ze łzami radości w oczach, wyciągała ręce do Alberta, który się do niej zbliżył. Młodzi padli sobie w objęcia, szepcąc:
— Nareszcie jesteśmy razem, nareszcie!
Widzowie tej sceny niespodziewanej spoglądali po sobie, nic nie rozumiejąc. Wszystko stało się prędzej, niż zdążyliśmy opowiedzieć. Maurycy przemógłszy przerażenie, przystąpił do Walentyny i szepnął jej do ucha:
— Miarkuj się, panuj nad sobą!
Bressoles stojąc nieruchomo ze zdumienia, zapytywał sam siebie, czy to nie sen. Zbliżył się jednakże zwolna do Alberta, rzekł nie bez pewnego wahania:
— Panie de Gibray... pańska obecność tu dzisiaj....
— Jest konieczna! — przerwał Albert.
— Potrzeba wszelkiemi sposobami nie dopuścić do podpisania kontraktu ślubnego córki pańskiej z panem Maurycym Vasseur‘em.
Wszczęła się wrzawa nieprzychylna dla mówiącego. Maurycy chciał rzucić się na Alberta, ale go hrabia Iwan zatrzymał, za ramię.
— Co znaczy ta komedja? — zapytał z niemą wściekłością Maurycy.
Hrabia odrzekł ze straszliwym spokojem:
— To znaczy, że panna Bressoles nie może zaślubić syna....
Nie zdążył dokończyć. W tej chwili lokaj oznajmił.
— Pani Rosier, pan Paweł de Gibray.
Oczy wszystkich zwróciły się na drzwi i dreszcz przerażenia przebiegł po ciele wszystkich obecnych osób. Gibray powoli wchodził do salonu z Aime Joubert, którą podtrzymywali naczelnik policji śledczej i komisarz do spraw sadowych. Agentka chwiała się przy