Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/56

Ta strona została skorygowana.
XVI.

Maurycy po raz trzeci chciał uścisnąć młodą kobietę.
Odepchnęła go prawie gniewnie, wołając:
Uściszkasz mnie wtedy, gdy odpowiesz, a nie wprzódy. Opuściłam cię wczoraj o trzy kwadranse na siódmą. Coś robił od tego czasu?
— Poszedłem na obiad.
— Dokąd?
— Do Brebantu.
— Sam jeden?
— Poszedłem sam, lecz tam zastałem dwóch czy trzech znajomych młodych ludzi i jedliśmy obiad razem.
— Kto oni byli?
Maurycy wymienił nazwiska.
— A potem? — zapytała Oktawia.
— Włócząc się po bulwarze, przechodziłem — koło teatru Varietes... Wszedłem do niego.
— Zamiast przyjść do Renaissance, gdzie ja byłam!
— I gdzie nie byłaś sama! Ja z tobą otwarcie pomówię, moja kochana. Nie podoba mi się to, że cię w loży widuję z hrabią. Gdy on się do ciebie nachyla, aby z tobą mówić po cichu, a ty go słuchasz, uśmiechając się czule, znajduję, że położenie moje jest śmiesznem.
— Głupcze, co cię to może obchodzić, skoro wiesz, że ciebie kocham! Jeżeli kto jest śmiesznym, to nie ty, tylko hrabia!
— Zgoda, ale wolałbym nie być świadkiem tego, czemu nie mogę przeszkodzić.
— Wszystko to kłamstwo. Jestem pewna, że ty mnie oszukujesz z jakąś blondynką. Widziałam to w kartach.
Maurycy zaczął się śimać.
— Karty nie wiedzą, co wróżą! — odparł. — Ja blondynek nie cierpię!
— Ta-ra-ta-ta! Wy mężczyźni lubicie kobiety nie dla koloru włosów. Na koniec zgadzam się na to, że karty skłamały i życzę sobie tego tem więcej, że ci zapowiedziały wielkie kłopoty.
Mnie? — powtórzył młodzieniec, mimowolnie zadrżawszy.
— Tak... Byłeś pomiędzy damą pikową i jakimś wieśniakiem, królem karowym. Po prawej stronie miałeś asa pikowego i dziesiątkę pikowa po lewej, to znaczy kłopoty. Niedaleko był as piko-