Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

powtarza się z małemi zmianami we wszystkich związkach tego rodzaju — jak ten, który nas zajmuje do najniższego szczebla aż do szczytu. Jest to ogólne prawo.
Jeden szczegół godzien jest naszej uwagi.
Jakkolwiek pozbawiona sensu moralnego, młoda kobieta posiadała jeden przymiot, była ze swoim kochankiem otwartą.
Przeciwnie, Maurycy ukrywał przed swoją kochanką tajemne myśli i wystrzegał się okazać takim, jakim był — to jest, rozwiązać tajemnicę swojej maski.
Nie dowierzając stanowczo Oktawji, przedsiębrał ostrożności przeciwko zdradzie, albo przeciwko możliwej niedyskretności i — jak to zwykle mówią — to tylko powierzał młodej kobiecie, co chciał zgubić.
Opuściliśmy Maurycego, ubierającego się z pośpiechem.
Oktawja wychodząc z pokoju sypialnego i trzymając w ręku czyste mankiety, powróciła do gabinetu.
— Gotowe? — zapytał Maurycy.
— Nie, mój najdroższy... — odpowiedziało dziewczę.
— Ba! a dlaczego?
— Dla bardzo ważnego powodu. Nie znalazłam spinek do mankiet.

XVII.

— Nie znalazłaś spinek do mankiet?... — powtórzył Maurycy — boś źle szukała.
— Patrzałam wszędzie — odpowiedziała Oktawja.
— Czy ich nie było w kubku na kominku?
— Nie.
— Ani na stoliku przy łóżku?
— Także nie. Czyś ich nie zostawił w rękawach koszuli, którą zdjąłeś?
— Bardzo mnie to dziwi. Jestem prawie pewny, że wyjąłem wczoraj wieczorem po powrocie. Popatrz no tam, na mojem biurku.
Oktawja zbliżyła się do biurka, długo szukała w czaszy, naśladowanej niby ze starego srebra, w której znajdowały się najróżnorodniejsze przedmioty, pieczątki, pióra żelazne, scyzoryk, maszynka od obcinania cygar, ustnik bursztynowy do papierosów, guziczki od kamizelki i t. p.
— Ot, jest jeden! — zawołała młoda kobieta, przewróciwszy wszystko, ale tylko jeden...