Ubiory wszelkiego rodzaju, od bluzy robotnika do haftowanego fraka senatorskiego i sutanny duchownego, od brudnych łachmanów żebraka do świeżutkiego munduru oficerskiego, od wykwintnej liberii służącego z zamożnego domu, do stroju gentlemana bywającego w świecie i kostiumu eleganta, jeżdżącego konno po lasku Bulońskim, wszystko to wisiało jedno, obok drugiego na wieszadłach przy ścianie.
W jednej szafie znajdowało się na półkach mnóstwo peruk, prawdziwych dzieł sztuki, do złudzenia naśladujących naturę.
W drugiej rozmaite nakrycia głowy, kaszkiety, cylindry i kapelusze miękkie pilśniowe, kepi żołnierskie i oficerskie itd. itd.
Nieznajomy w mgnieniu oka zrzucił swoje ubranie.
Z niemniejszą szybkością ubrał się w suknie księże, w perukę szpakowatą z tonsurą i kapelusz z szerokiemi skrzydłami.
Tak przebrany i niepodobny do poznania wyszedł z mieszkania i zszedł z dwóch piętr, dzielących go od sieni, prowadzącej z jednej strony na bulwar Temple, a z drugiej na dziedziniec, na którym znajdowało się wyjście na ulicę Beranger.
Dom miał oddźwiernego tylko z tej strony.
Nieznajomy wyszedł przez bulwar i doszedł do stacji dorożek na placu Chateau d‘Eau, dzisiaj placu Rzeczypospolitej.
Wziął dorożkę i kazał się zawieźć do miejsca, w którem ulica Grammont wychodzi na bulwar włoski.
Tam wysiadł z powozu i udał się pieszo ulicą aż do hotelu „Niderlandzkiego“.
— Proszę mi wskazać numer siedmnasty... — rzekł do jednego ze służących.
Służący dał odpowiedź, wskazując skrzydło zabudowania.
— Tutaj proszę pana... Schody B... na drugiem piętrze.
Fałszywy ksiądz udał się ku wskazanym schodom, wszedł na nie i stanął na drugiem piętrze, przed drzwiami, na których widniał nr. 17.
Wewnątrz dały się słyszeć kroki.
Drzwi otwarły się do połowy.
W uchylonych drzwiach ukazał się człowiek, mogący mieć lat pięćdziesiąt, lub pięćdziesiąt pięć, chociaż wyglądał daleko starzej.
Człowiek ten miał włosy kręcone, jak śnieg białe.
Nosił całą brodę, tak samo białą jak włosy obciętą w wachlarz.
Ujrzawszy księdza, cofnął się o krok w tył, twarz jego wyrażała zdziwienie, a nawet niepokój.
— Czy się pan nie myli? — rzekł.
Ksiądz kłaniając się, odpowiedział:
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/65
Ta strona została skorygowana.