— Ależ ten nadzwyczajny wysłannik z Londynu, o którym przed chwilą wspominałeś?
— Zapowiedziałem ci jego przyjazd na godzinę pierwsza zeszłej nocy. Musiał on mieć przy sobie papiery, odnoszące się do spadku po Armandzie Dharville, któryby nam się dostał bez żadnej wątpliwości.
— Spadku? — powtórzył Lartigues.
— Tak jest.
— Znacznego?
— Dwanaście milionów kilkakroć sto tysięcy franków.
— A! do djabła!
— Ładny grosz, prawda kolego?
— Królewski! I tyś nie widział tego wysłannika?
— Nie.
— Może morderca Jenny Stall pochwycił tak samo tę tajemnicę jak i tamtą?
— Czy ty w istocie w to wierzysz?
— To jest, jeżeli nieprawdopodobne, to przynajmniej możliwe.
— Kto może być tym zbrodniarzem?
— Głowę sobie łamię nad odgadnięciem... i nic znaleźć nie mogę.
— Czyżby nas Jenny zdradziła? Przychodziła mi ta myśl do głowy, alem ją prędko odpędził. Podejrzywać Jenny o zdradę tyłoby niedorzecznością. Biedna kobieta, przybywszy przed dwoma tygodniami z Londynu, nie znała nikogo w Paryżu. Zresztą jej śmierć gwałtowna dostatecznie dowodzi, że była ofiarą, a nie wspólniczką.
— Czyż nie mógł ją kto szpiegować i śledzić z Londynu.
— Michał Bremont używa tylko ludzi pewnych. Ale czyś ty sam nie popełnił jakiej nieroztropności?
— Śmiało utrzymuje, że nie. Nie mam stosunków z nikim i przepędzam czas na zapoznaniu się na nowo z miastem, w którem nie byłem od lat dwudziestu pięciu i które jest prawie niepodobnem do poznania. Kierując się swemi wspomnieniami, zabłąkuje się jednak w każdej okolicy. Jednem słowem ja za siebie zaręczam. Ale powróćmy do tego, co nas przed chwilą zajmowało. Wysłaniec z Londynu?
— Nie może być podejrzywanym, bo to był nie kto inny, tylko „Pięć cztery“, Gustaw Perrier, inaczej zwany Jonathan Wild.
— Nakoniec rzecz jasna, wyraźna, bezsporna, że nad Jenną Stall był rozciągnięty nadzór.
Prawda i ja z tego nic zrozumieć nie mogę.
— Koniec, końcem jesteśmy zagrożeni. Lada chwila policja zacznie nas czynnie poszukiwać.
Verdter potrząsnął głową.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/68
Ta strona została skorygowana.