Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

Na progu stał Maurycy Vassour.
Ukłonił się.
Na widok twarzy zupełnie sobie nieznajomej. Lartigues powtórzył zdanie, którem przed pół godziną przywitał swego pierwszego gościa.
— Czy się pan nie myli?
— Nie... — odpowiedział Maurycy najspokojniejszym tonem — nie, jeżeli to jest w istocie mieszkanie, oznaczone numerem siedmnastym i jeżeli w istocie mam honor mówić z panem Juliuszem Thermis, stałym mieszkańcem Brukseli.
— Rzeczywiście tak się nazywam... — odparł Lartigues, patrząc na nowoprzybyłego z pewnym rodzajem osłupienia, gdyż najbaczniejsze przyglądanie się mu coraz więcej go przekonywało, że go widział po raz pierwszy w życiu.
— Proszę pana zatem o udzielenie mi chwilki rozmowy — rzekł Maurycy — gdyż mam z panem pomówić o ważnym interesie.
Fałszywy Thermis czuł, że nieufność jego znów się budzi.
To też spiesznie odpowiedział:
— Zapewne pomiędzy nami zachodzi jakieś nieporozumienie. Ja nie mam w Paryżu żadnego interesu. Podróżuję dla swojej przyjemności, chybaby pana kto przysłał z moich przyjaciół brukselskich. Pewno pomyłka w nazwiskach.
Maurycy potrząsnął głową.
— Pomyłka w nazwiskach? — powtórzył — niema żadnej. Ja właśnie pana szukam, skoro jesteś Juliuszem Thermis i przychodzę od jednego z pańskich przyjaciół.
— W takim razie masz pan list od tego przyjaciela?
— Nie, panie, nie mam żadnego.
— Ależ w takim razie... — przerwał Lartigues.
— Czekaj pan! — przerwał. — Dosyć będzie kilku wyrazów, aby pana przekonać o prawdziwości tego, co mówię: Przychodzę od „Pięć czwartego“, wysłańca nadzwyczajnego z Londynu.
Usłyszawszy te wyrazy, Lartigues wlepił wzrok w oczy młodzieńcu, jak gdyby miał nadzieję, że wyczyta głębię jego myśli.
Maurycy stał pod tym wzrokiem obojętnie.
— Co to ma znaczyć? — zapytywał się siebie fałszywy Thermis.
Jednakże usunął się, aby zostawić gościowi wolne przejście, gdyż poprzedzające wyrazy wymówione były na progu drzwi otwartych.
— Racz pan wejść — rzekł — jestem gotów dać panu klika chwil rozmowy, której się domagasz.
Maurycy przeszedł koło Lartiguesa kłaniając się grzecznie, jak człowiek z dobrem wychowaniem i rzucił spojrzenie wokoło siebie.