Verdier nie bez osłupienia słuchał tego młodzieńca, którego cynizm przewyższał wszelkie prawdopodobieństwo i który o popełnionem przez siebie podwójnem morderstwie, mówił tak, jak gdyby o najzwyczajniejszej rzeczy.
Lartigues patrzył na Maurycego z niezmierną ciekawością.
Uznawał on, że fizjognomja tego bandyty paryskiego, nieposzlakowanie elegancka, prześliczne rysy, łagodny wzrok, głos dźwięczny i gładkie obejście, były dziwnie pociągające.
Wszystko w nim miało powab, nawet ten cynizm, któremu się dziwił fałszywy ksiądz Meryss.
Widział on w Maurycym nie zwykłego zbrodniarza, lecz niejako geniusza występku, którego zadziwiająca zdolność miała zrodzić cuda.
— Któż pana naprowadził na trop naszej tajemnicy? — zapytał.
— Zaraz to panom wytłumaczę, jeżeli chcecie — odpowiedział młodzieniec — lecz przedewszystkiem muszę wam zdać sprawę z papierów znalezionych przezemnie w cymborjum grobowca Kurawiewów, dzięki którym dowiedziałem się o adresie pana Juljusza Thermis; z papierów jakie miała przy sobie wysłana przez was kobieta i nareszcie z daleko ważniejszych, które pochwyciłem wysłańcowi londyńskiemu.
Prócz tego winienem wam zwrot sto tysięcy franków w biletach bankowych, które miały być złożone w grobowcu dla pana Thermis... Oto są.
I Maurycy wydostał z kieszeni swego palta pakiet banknotów, który położył na stole.
Lartigues i Verdier wpadli w coraz większe zadziwienie.
— A teraz — ciągnął młodzieniec, wyjmując papiery z teki. — oto są wasze noty:
Pierwsza: Ta którą pan Thermis adresował: „Pięć-drugiemu“.
Druga: Nota „Pięć-drugiego“, którym jest nie kto inny, tylko ksiądz Meryss — rzekł odpowiadając panu Thermis.
Młody człowiek wydostając z teki nowy papier, mówił dalej:
— Oto jest ważny dokument, na któryście oczekiwali i który usprawiedliwia wasz pobyt w Paryżu. Chciejcie go przeczytać.
I podał dwom wspólnikom kopję testamentu Armanda Dharville.
Lartigues wziął ją i przeczytał uważnie, jak niemniej i Verdier, który się pochylił nad jego ramieniem i jednocześnie z nim czytał.
— Dwanaście miljonów, siedemkroć sto tysięcy franków! — zawołał z okiem błyszczącem chciwością.
— Ach! Michał Bremont to zdolny człowiek! — rzekł Maurycy.
— Ale noty, o których wspomina testament! — zapytał Verdier.
— Oto jest pierwsza — odpowiedział młodzieniec przedstawia-
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/76
Ta strona została skorygowana.