Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

Towarzystwu „Pięciu“ brakuje jednego członka gdyż ja Jonathana Wild wyprawiłem na lepszy świat.
Perspektywa podzielenia się z wami miljonami nieboszczyka Dharville‘a, uśmiecha mi się nieskończenie i urzeczywistniłaby moje desideratum, gdyż zawsze żywiłem nadzieję, iż żyć będę i umrę w skórze milionera.
Ja mogę być człowiekiem żądanym przez Michała Bremont i będę nim pod warunkiem, że zostanę zastępcą nieżyjącego w towarzystwie Pięciu, któremu, pozwólcie, że zapewnię, bez głupiej próżności i nierozsądnej dumy, iż współpracownictwo moje nie będzie bezużytecznem.
Skończyłem.
Czekam.
Lartigues nie mógł się wstrzymać od coraz większego podziwu tej natury wyjątkowo przewrotnej, której zuchwalstwo i zimna krew wydały mu się wzniosłem! Uśmiechnął się.
— Śmiały pan jesteś! — rzekł Verdier.
— Przebóg! — odparł Maurycy.
— Śmiałość dokonywa rzeczy niemożliwych, albo raczej usuwa....
— Jesteś pan bardzo młody.
— Czy pan przypadkiem znajdujesz, że moja zbyteczna młodość przeszkadza mi rozumować i działać? Mnie nic nie zadziwia, nic nie niepokoi. Mam duszę z bronzu w stalowem ciele; używanie nie pozbawia mnie rozumu i pozostawia mnie zawsze panem mojej myśli i mowy.
— Proponujesz nam pan wspólne zajęcie się z nami w poszukiwaniu dwojga dzieci Walentyny Dharville.
— Tak jest.
— I podjąłbyś się sam sprawić, że spadek możnaby odebrać.
— Przez usunięcie spadkobierczyń.... — dodał Maurycy.
— Jestem gotów....
Lartigues i Verdier zamienili spojrzenia.
Spokojna i otwarta twarz, nader łagodne spojrzenie, głos bardzo pewny tego zaledwie dwudziestoczteroletniego młodzieńca, mówiącego o zamordowaniu dwóch dziewcząt, jak gdyby o jakiej przyjemnej wycieczce, nabawiała księdza Meryss lekkiego dreszczu.
— Czy Pan masz kochanki?
— Jak w obecnej chwili to tylko jedną.
— Czy ci idzie o nią?
— Ładna jest i zakochana we mnie, lecz jeżeliby była potrzeba tobym ją poświęcił.