— Jest to rzecz łatwa i prosta: Potrzebujemy wykonawcy, lepszego niż pana znaleźć nie możemy i przyjmujemy go za współpracownika. W korzyściach będziesz miał znaczny udział, za to ja ręczę, ale aby być przypuszczonym do towarzystwa Pięciu, powinieneś przedewszystkiem być przyjętym przez tamtych naszych towarzyszy, bez zdania których nie wolno nam nic stanowić w ważnych rzeczach. Jest to artykuł zasadniczy naszego statutu.
„Dziś jeszcze do nich napiszę z zawiadomieniem o tem, co zaszło i wybadam ich co do pańskiego przyjęcia.
„Odpowiedź ich będzie szybka i przychylna, o tem nie wątpię; jednakże, dopóki nie nadejdzie, pan możesz być i będziesz dla nas użytecznym współpracownikiem, lecz nie wspólnikiem... Zgoda?
— Musi być zgoda — odpowiedział Maurycy, składając list Michała Bremont i kartkę i chowając je do pularesu.
— Zatem przyjmujesz pan tymczasem stanowisko?
— Przyjmuję.
— Dobrze. Jutro ułożymy plan naszego działania...
— Będzie on jaknajprostszy! — zawołał młodzieniec.
— Idzie tylko o wynalezienie rodziny Bressolles i Simony.
— Bezwątpienia, ale poszukiwania powinny być otoczone ostrożnością, o których pomówimy jutro. Jak na teraz, mam pana o jedno tylko zapytać.
— I owszem.
— Papiery, które nam pokazywałeś, są to tylko kopje...
— Tak.
— Co się stało z oryginałami?
— Mam je i zatrzymam.
— Pan nam nie ufasz... — rzekł Lartigues z uśmiechem.
— Nie znając was, naturalnie nie bardzo wam ufałem. Wydałem się wam. Myśl, ażeby mnie sprzątnąć bardzo łatwo mogła wam przyjść do głowy... Oryginały, które pozostały w mojem ręku i może oddane w kopercie trzeciej osobie upoważnionej do zrobienia z nich użytku, w razie gdybym się nie ukazał, stanowią moją obronę... Jestem przekonany, że mnie pochwalacie i że na mojem miejscu zrobililibyście toż samo.
— Słusznie pan przypuszczasz — rzekł mniemany — ksiądz. — Ale wspomniane dowody są niebezpieczne.
— Wiem dobrze.
— Nie proponuję panu, aby je zniszczyć, tylko tak samo w swoim jak i w naszym interesie, trzeba je będzie schować do nieodnalezionej skrytki. Co się zaś tyczy kopii pańskiego pisma, ta już z moich rąk nie wyjdzie.
— To teraz wy im nie dowierzacie — rzekł Maurycy uśmiechając się z kolei.
— Pan przedsięwziąłeś ostrożności, słusznie więc my przedsiębierzemy swoje... Teraz dam panu dobrą radę.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/84
Ta strona została skorygowana.