— Puścimy najzręczniejszych agentów i każemy splądrować cały Paryż, ale jestem przekonany, że nie znajdziemy mordercy lub morderców, chyba wtedy, gdy tożsamość ofiar zostanie sprawdzoną.
— Może pan masz słuszność — odparł prokurator Rzeczypospolitej. — Zatem nie zaniedbuj pan, aby jak najprędzej sprawdzić tożsamość. Paryż przeraża się, widząc, że podobne zbrodnie długo pozostają bez ukarania, gdyż bezkarność taka, według niego, dowodzi bezsilności policji.
Wyżej wymienieni urzędnicy wyszli razem.
— Panowie jesteście na czczo, tak samo jak ja — rzekł Paweł de Gibray. — Pozwólcie, że was zaproszę na śniadanie do kawiarni Auguesseau. Stamtąd pójdziemy do Morgi.
— Gdzie poleciłem Jodeletowi i Martelowi czekać na nas — rzekł naczelnik wydziału śledczego.
— Chętnie przyjmuję pańskie zaproszenie.
Komisarz do spraw sądowych również je przyjął.
— Pan de Gibray wydał rozkaz, aby do Morgi przyprowadzono stangreta Cadeta, który się miał stawić w jego kancelarii o pierwszej, — poczem udał się z towarzyszami do restauracji i zamówił ostrygi, kotlety z kartoflami, jajecznicę z truflami, pasztet z wątróbek gęsich i wino Chablis-Moutonne.
Podczas śniadania rozmowa naturalnie toczyła się o sprawie, która ich wszystkich trzech zajmowała.
Niezliczone przypuszczenia, po większej części sprzeczne, były wygłaszane a następnie dyskutowane.
Naczelnik wydziału śledczego myślał o zemście.
Komisarz do spraw sądowych przypisywał podwójną zbrodnię interesom familijnym.
Sędzia pokoju bardzo niezdecydowany, bardzo niespokojny, nie łączył się otwarcie z żadnem z tych przypuszczeń.
Jemu się zdawało, że trzeba było szukać na innej drodze.
Na jakiej?
Jeszcze nie wiedział.
Śniadanie nie trwało dłużej nad godzinę, poczem wstano, aby się udać do Morgi.
Jodelet i Martel już się tam znajdowali.
Lekarz prefektury jeszcze nie przybył.
Urzędnicy weszli do głównego nadzorcy, który ich zaprowadził do amfiteatru, w którym obadwa trupy leżały, okryte obszernem prześcieradłem.
Prześcieradło to spuszczone po biodra, pozwalało widzieć piersi nagie i powalane szerokiemi krwawemi plamami.
Pan de Gibray i jego towarzysze długo się przyglądali śmiertelnie bladym twarzom ofiar.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/88
Ta strona została skorygowana.