— Proszę Pana, chciej obejrzeć prawą rękę zmarłej — rzekł sędzia śledczy. — W zaciśniętych palcach trzyma ona jeszcze promień jasnych włosów. Objaśniono nas, że zabójca był jasnym blondynem. Jak pan sądzisz, czy to są jego włosy?
— Zdaje mi się, że tak musi być z pewnością, gdyż to są włosy krótkie, wyrwane, a nie ucięte.
Pan de Gibray wziął włosy, zawinął w papier i schował do pugilaresu.
Doktor rzuciwszy ostatnie spojrzenie na trupa kobiety, przeszedł do trupa mężczyzny i zadrżał, ujrzawszy otwartą ranę w lewym boku.
— Te obadwa trupy — zapewne zostały znalezione razem? — zapytał sędziego śledczego.
— Nie panie, jeden na cmentarzu Pere-Lachaise, a drugi w powozie publicznym przy ulicy Ernestine.
— Jednakże uderzone, zostały tą samą bronią.
— Czyś pan tego pewny?
— Jeżeli nie pewny, to przynajmniej przekonany i pan to przekonanie podzielisz. Patrz pan na te rany. U kobiety są one dawniejsze o kilka godzin, niż u mężczyzny i pomimo zgniecenia mięśni kształt otworów jest u obojga podobny. Jeżeli rany mężczyzny są szersze, to dla tego, że broń została zagłębioną więcej, aż po rękojeść, lecz ostrze broni zostawiło ślad trójkątny, pan to widzisz tak dobrze, jak i ja. Czyż się pan przekonał?
— Przekonałem się i teraz i wprzódy — odpowiedział pan de Gibray — a przekonanie pańskie utwierdziło mnie. Tak jest, taż sama broń, w tejże samej ręce uderzyła te dwie ofiary. Czy nie mógłbyś pan nas objaśnić, o której godzinie te zbrodnie mogły zostać popełnione?
Doktor długo przyglądał się trupom.
— Zgon kobiety nastąpił jakie dwadzieścia cztery godzin temu — rzekł — mężczyzny dwanaście lub najwięcej czternaście.
— Więc omyłka jest niemożliwa — zawołał pan de Gibray.
— Młody blondyn, widziany przez świadka, wchodził właśnie o trzeciej po południu do grobowca. To on zadał cios tej nieszczęśliwej. Drugie morderstwo popełnione zostało około pierwszej po północy w powozie Cadeta przez tegoż samego młodzieńca. Godziny zgadzają się doskonale. Jeszcze jedno pytanie, doktorze.
— Proszę, pytaj pan, jestem na rozkazy.
— Dla jakiej przyczyny miał zamordowany człowiek rękę na temblaku?
Czy pan jesteś tego pewny?
— Tak jest, powiedział nam o tem stangret.
Doktor długo i bacznie oglądał obie ręce, dotykał mięśni i muskułów, zginał w stawach.
— Nie widzę — rzekł — żadnego wybicia, ze stawu, żadnego
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/91
Ta strona została skorygowana.