Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/98

Ta strona została skorygowana.

— Z silnym akcentem cudzoziemskim, ruskim, niemieckim, czy też szwajcarskim.
— Czy pamiętasz, o której godzinie mówił z tobą?
— Mogło być kwadrans na pierwszą.
Widziałeś go później?
— Widziałem. W chwili gdy pociąg z Calais nadchodził, czekał przy drzwiach, a potem oddalił się z jakimś podróżnym.
— Czyś zauważył, że ten podróżny miał rękę na chustce?
— Nie, panie. Przechodziłem prędko, mając gdzieindziej zajęcie.
— Widocznem się okazało dla wszystkich, że zamieszanie w czasie nastąpiło z powodu opóźnienia pociągu z Calais i że jasnowłosy młodzieniec był jedną i tąż samą osobą.
Urzędnicy pożegnali się z zawiadowcą i odeszli.

XXVII.

Chociaż już było późno, pan de Gibray chciał jeszcze w tym samym dniu udać się do miejsca, wskazanego przez Cadeta, jako ostatni punkt, do którego wczoraj dojechał, to jest do hotelu przy ulicy Montorgueil, przed którym zostawił, jak mu się zdawało, dwóch podróżnych.
— Poznałbyś ten hotel z łatwością? — zapytał Cadeta naczelnik wydziału śledczego.
— Zawiózłbym pana tam z zawiązanemi oczyma; szczególniej dziś, kiedym pił tylko gęsi trunek, to jest wodę.
— Więc w drogę, a spiesz się.
W dwadzieścia minut potem obadwa powozy zatrzymały się przy ulicy Montorgueil naprzeciw domu poznanego przez Cadeta.
— Zdaje mi się, że stąd powinniśmy byli zaczynać — odezwał się nieśmiało komisarz do spraw sądowych.
— Mnie się nie zdaje — odparł pan de Gibray nieco wyniośle. — Bądź pan pewny, że morderca przemknął się tylko przez ten dom. Jeżeli w nim mieszka, albo przynajmniej mieszkał, to jest zanadto zręcznym, aby przypuścić, że tu będzie czekał, aż zostanie aresztowany.
Wysiedli z powozów.
Weszli.
Widząc to najście, gospodarz, który z widzenia znał naczelnika wydziału śledczego, sądził, że to rewizja i doznał żywego wzru-