Ta strona została uwierzytelniona.
— 4 —
koczami, mizerniała jej i szczuplała coraz bardziej.
Nie skarżyła się Zosia na głód i niedolę, twarzyczkę miała zawsze wesołą, gdy zawołała ją matka, ale, gdy została sama, gdy ani okruszyny chleba wynaleźć w chacie nie mogła — łkała pocichutku i składała rączyny przed świętemi obrazami, błagając Boga o kawałeczek chleba.
Niedaleko od nich mieszkał bogaty gospodarz. Chata jego była podmurowana, w obórce ryczały krówki, a całe stada owieczek pasły się po spadzistych górkach lasu.
Nie miał nikogo na świecie, a i z ludzi obcych, przyjaznej duszy nie miał, stronili od niego wszyscy, ale z jakiego powodu, tego pojąć matka Zosieńki nie mogła. Bo dla niej, biednej wdowy, zawsze miał przyjazne słowo i zawsze z po-