paskudną ropuchę, ale bała się króla, który wciąż trzymał stronę żaby, jako słusznie wymagającej dotrzymania przez jego córkę danej obietnicy.
— Królewskie słowo, to nie żarty — mówił król — nie trzeba było dawać, jeśli czułaś, że dotrzymać obietnicy za złotą kulę nie będziesz mogła. Raczej pozbyć się najkosztowniejszej nawet rzeczy, niż łamać dane słowo... Dogadzaj jej teraz, moja miła córko, boś się do tego zobowiązała.
Żaba rozumiała słowa królewskie, nadymała się więc coraz bardziej i coraz pewniejszą była, że jej niczego nie odmówią.
Po dostatniem najedzeniu się i napiciu żaba wyraziła chęć pójścia do pokoju królewny. — Przygotuj mi twoje łóżeczko, chcę wygodnie się wyspać, bom zmęczona tak daleką do ciebie wycieczką. Samaś winna, że tak wcześnie
Strona:Złotowłosa królewna.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —