by od siebie — przez ciekawość, rozumiesz mnie, zobaczyć u notaryusza księgę hypoteczną dóbr prezesa, wiész...?
— Wiem.
— I wynotował mi wszystkie ciężary jakie na tych dobrach się znajdują w księgach, ale tak żeby nikt o tém nie wiedział, nawet, jeśli można — sam notaryusz. Da się to zrobić?
Klemens pomyślał.
— To się da zrobić.
— Potrzeba mi téj notatki prędko.
— Na jutro.
— Zgoda, na jutro rano. Powtóre, powtóre... począł chodząc po pokoju mecenas, ta druga sprawa gorsza.
— Przepraszam, przerwał Żłobek, ale może być że na dobrach prezesa są długi i ciężary niewpisane w księgi hypoteczne.
— Słyszałeś go o tém?
— Tak mi się to o uszy obiło.
— Chociaż ściśle biorąc, długi nie wpisane mało nas obchodzą, jeśliby o nich jednak można powziąć jaką wiadomość, nie zawadziłoby, o ile się da.
— Tak, postaram się, a druga rzecz? spytał ciekawie Żłobek.
— Druga, druga — odezwał się nareszcie mecenas, jakby mu to przychodziło z ciężkością. Potrzeba mi dla pewnego obywatela.
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/115
Ta strona została skorygowana.