zaczął opowiadać, jak on to dla swoich znajomych i przyjaciół, dla Simsona, dla Bartkowskiego ich kapitalikami robi.
— Cóż to? czy umizga się do moich pieniędzy?
— Ale gdzie zaś! powiada że gdyby tylko chciał, miałby ich więcéj niż potrzeba, on to tylko dla dobrych przyjaciół robi. Tłumaczył mi nawet tę manipulacyę. Szlachcic kończy korzystnie interes, trzeba na gwałt grosza, zarabia pięćdziesiąt, gotów bez uszczerbku dać dziesięć i więcéj. Miarkujesz jak się tak parę razy w rok obróci.
— A zapewne, rzekł Sebastyan — ale, ale, to się tam trzeba z niemi znać. Ja, wiész to dobrze, na wielkie zyski nie poluję. Dla tych dwojga dzieci co ich mam, starczy tego co jest. Kamienicę i mój handel przekażę Jurasiowi, a Polci pod poduszkę jak dam półtora kroć, będzie dosyć.
— O mój Boże — zawołał Tramiński, pannie Apolonii i bez tegoby na świecie znalazły się partje świetne.
— Może, ale z tém, rzekł żartobliwie pan Sebastyan — jeszcze bezpieczniéj.
Wszakże zamyślił się pan Zwiniarski widocznie nad temi dwunastu czy piętnastu procentami.
— Proszę ciebie — rzekł — otóż to jak oni robią majątki. Taki Szkalmierski, dajmy na to, gdy szlachcicowi pilno, może dostać za pięć a da mu na dziesięć, i jeszcze podziękują.
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/148
Ta strona została skorygowana.