Mówiłem tobie bądź uczciwy, bo uczciwość to kapitał, a ty wziąłeś tylko chałat uczciwości pod spodem chowając szelmostwo. Wiatr powieje i ludzie zobaczą co pod spodem. Okpiwać długo nie można. Ty ufasz w swój rozum otóż ja tobie powiem że nie masz go zobaczysz.
To mówiąc żyd wstał, pochwycił kapelusz z ziemi i zabierał się do wyjścia. Szkalmierski zmiarkował że z nim żartować nie można i położenie jest groźne, zbliżył się do niego powoli i pokorniéj:
— Panie Simson, karzesz mnie za głupiego sługę, zreflektuj że się co ja ci przewiniłem, w moim własnym domu uczyniłeś mnie pośmiewiskiem ludzi. Wypadek ten się rozgłosi, będą prawić po mieście androny i cóżem ci ja winien?
— No! no! teraz gadasz inaczéj! ale to co się stało we drzwiach to była ostatnia kropla którą się naczynie wylało, policz swoje grzechy. Ja dawno patrzę na ciebie i dawno sobie życzyłem skończyć z wami, godzina wybiła, bądź mi zdrów panie mecenasie, szczęścia u prezesa!!
Uśmiechał się stary ruszając ramionami.
— Panie Simson, na miłego Boga, wyłaję Jacka, odprawię go jeśli ci to może uczynić satysfakcyą.
— Dobrze — rzekł żyd — a ja jego przyjmę żeby ciebie do mnie nie puścił!!
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/156
Ta strona została skorygowana.