dny i miły dom trzymać jak teraz. Bądź spokojny, my cię wyswatamy.
Mecenas się jakoś smutnie uśmiéchnął.
— Cóż za nowiny? spytał.
— A! to długo gadanie — odparł Gucio — ale ja ci opowiem wszystko — tylko siądziemy i zapijemy sprawę, bom, widzisz sam, spragniony, sucho mi w gardle.
Szkalmierski zadzwonił. — Zaraz, zawołał — będzie wino. W duszy rad był się upić z desperacyi i złości żeby o Simsonie zapomniéć.
— On dobry chłopiec! dobry chłopiec! zawołali chórem przybyli, poczynając go na wszystkie strony całować. Każ przynieść karty i wino.
— Obiad zjecie u mnie! — dorzucił Jasieńko.
— I ko-ko-kolacyą — dodał Micio rzucając kapelusz na podłogę.
— Dawaj karty i stoliki! — krzyknął gospodarz na wchodzącego Jacka, który spoglądał ponuro na pana, nie mogąc jeszcze strawić ranniejszego popchnięcia Simsona. Obiad będziemy jedli w domu. Wina!!
Janek kiwnął głową ale nieznacznie ramionami ruszył.
Młodzi panowie tymczasem popadali na kanapach i chórem nucić poczęli, nie dosyć estetycznie piękną piosnkę, abyśmy ją powtarzać mieli ochotę.
— Ależ nowiny? podchwycił gospodarz.
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/169
Ta strona została skorygowana.