raz, gdy nic nie staje na przeszkodzie, ona mnie zdradza. Gotowa się zwrócić do rotmistrza, bom zawsze uważał że do niego jednak miała słabość największą.
Pasztet był skończony, mecenas znowu zaproponował fotel w drugim pokoju, ale prezes utrzymywał że mu tu dobrze i mówił daléj.
— Co tu począć? radź, mój królu, ja prosty człowiek, ja mam tylko serce moje, a jeśli ona nie pójdzie za mnie, uczyni mnie nieszczęśliwym, i siebie zgubi. Pójdzie za jakiego lekkomyślnego człowieka który fortunę coby się Albince dostać powinno — przeszasta, hę?
Szelest sukni jedwabnéj za drzwiami, który bardzo wyraźnie chwytało ucho mecenasa, utrudniał mu radę i przemówienie. Co tu było począć?
— Wiész, kochany prezesie, rzekł po namyśle, to są wypadki tak niespodziewane, tak nadzwyczajne iż człowiek sumienny na prędce, nie rozmyśliwszy się głęboko — nie może nic radzić, nic rozstrzygać. To są sprawy wymagające zastanowienia.
— Jedno mnie w tém tylko uderza, szanowny panie, dodał — co śmiało powiedziéć mogę jak czuję, że małżeństwo nowe w wieku pańskim nie uważałbym za właściwe.
— Tak! wyrwało się prezesowi, ale mi ją kto porwie i z nią fortunę... Zrzekłbym się baronowéj
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/201
Ta strona została skorygowana.