różnie. Ha! tymczasem dom wcale przyjemny, gospodarz miły i grzeczny.
— Mówisz że to syn przekupki.
— Ale czybyś poznał? ma pozór jak najlepiéj wychowanego człowieka. Nawet hrabia Z... i pani baronowa przyznają mu wielką dystynkcyą, umié się znaléźć.
Weszli w bramę, Tramiński ruszył ramionami. Oczy jego trafem padły na przeciwną stronę ulicy, którą oświécał rewerber i smuga światła padająca od okien mecenasa. Na chodniku tym, przy murze stała kobiéta, i jak on zdawała się wkuta, pociągnięta widokiem téj kamienicy, od któréj wzrok się jéj oderwać nie mógł. Tramiński teraz już w nią się tylko wpatrywał, ale ona nie widziała co się koło niéj dzieje, patrzyła na okna i zapominać się zdawała o wszystkiém. Potrącali ją przechodzący, popchnął nie jeden, nie odwróciła się nawet.
Była to kobiéta młoda, z twarzą bladą, łagodną i miłą, nie uderzającą pięknością nadzwyczajną, ale pełną uroku smutnego. Ubrana była więcéj niż skromnie, jak pracowite, skromne dziéwczę wracające z roboty, na ręku miała koszyczek, parasolik w drugiém.
Typ téj twarzy nie był pospolity — oczy miała niebieskie, nosek prosty, usta małe, rysy regularne, czoło dosyć wyniosłe. Całość była wdzięcz-
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/21
Ta strona została skorygowana.