Rylski młody człowiek, szczęściem nie żonaty, ledwie był przywdział szlafrok gdy mu niespodziana wizyta przerwała przygotowanie do śniadania. Ale doktór i prawnik zawsze gotów być powinien.
— Daruj mi pan tak niesłychanie ranne odwiedziny, rzekł grzecznie wchodząc gość, jestem mecenas Szkalmierski z... i przybywam do kolegi w pilnym interesie.
Imię Szkalmierskiego nadto było znaném w okolicy, by p. Rylski nie uczuł się wielce szczęśliwym z tak znakomitego gościa. Począł więc porządkować, kłaniać się, prawić grzeczności i przeszedł z nim do zimnego saloniku, w którym pył na meblach świadczył, jak mało był odwiédzanym.
— Niech-że pan mecenas siada, a może zimno? może herbaty? począł Rylski z wiejską zapobiegliwą gościnnością.
— Po koleżeńsku i bez ceremonii, odparł Szkalmierski, przejdźmy do sypialnego pokoju i pomówmy otwarcie.
— Czémże służyć ci mogę?
— Oto historyą cała, przybywam jak umocowany od córki zmarłego kapitana Wurmera, dla likwidacyi spadku po nim, z nadzieją że mi pan będziesz pomocnym. Nawzajem jeśli ja w czém panu służyć mogę w... ofiaruję się wzajemnością wypłacić.
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/211
Ta strona została skorygowana.