Strona:Złoty Jasieńko.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

byłaby na łasce, spokojną, biédną, teraz się z nią łajdak ożeni, będzie oszukiwał i każdy dukat ojcowski odpłacze, odpłacze, jak ja odpłakałam.
I łzy potoczyły się jéj z oczów.
— Pani dobrodziejka jesteś rozżaloną, rzekł grzecznie mecenas, być może bardzo słusznie, ale cóż ja temu winienem?
— A cóż cię to boli? zapytała, tyś najemnik zapłacony? odnieś co ci dano.
Ruszyła ramionami.
— Tylko żal i położenie pani, rzekł grzecznie Szkalmierski, może takie obejście się ze mną usprawiedliwić?
— Jakie obejście? obruszyła się kobiéta, człowieku o miodowych słówkach? chciałeś żebym ci kłamała? po co? ja nie umiem kłamać, jam nie kobiéta jak drugie, ja jestem harpia co wydziéra piéniądze z wnętrzności ludziom i siedzi na nich broniąc ich pazurami.
Podniosła rąk dwoje i palce wygięte, a mecenas się cofnął.
— Niebój się, rzekła — oczów ci nie wydrapię. Coś mi ty? lalka! Gdybym teraz chciała sto takich lalek znajdę co pójdą mi przysięgać wierność u ołtarza Mam dukaty? mam dukaty? prawda.
Popatrzyła mu w oczy śmiejąc się.
— I tybyś może ożenił się ze mną? cha! cha.