Szkalmierski zadrżał. — Pani! to szyderstwo, czyż zasłużyłem.
— Musiałeś zasłużyć! ja nie wiem! ja nie wiem, na świecie wszystko zasłużone, wszystko sprawiedliwe, wszystko. Gdy kogo pies wściekły pokąsa, zasłużył, musiał kiedyś kogoś ukąsić, gdy cegła spadnie i zabije, zasłużył.
Zadyszana rozśmiała się. Nie było to obłąkanie, ale dziwny stan gorączkowéj rozpaczy.
— Radbym bardziéj łagodne słowa zanieść od siostry do siostry, rzekł — napisz pani.
— Nie umiem pisać, nie chcę pisać, nie będę pisać, powiedz jéj co mówię, piéniądze złożę w banku, dochód sobie zabierze, ale między nami niéma, nie było, nie będzie nic wspólnego. Tak! interesów żadnych i listów i odwiédzin.
— Uwolń że mnie pan teraz od swego słodkiego uśmiechu, i — idź sobie.
To mówiąc, za wychodzącym mecenasem drzwi silnie zatrzasnęła, i w téjże chwili dziwnym głosem zaszlochała.
Dreszcze przeszły po skórze prawnika, jakkolwiek zresztą bardzo obojętnego; milcząc opuścił dworek dla naradzenia się z p. Rylskim, co mu daléj czynić wypadało.
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/225
Ta strona została skorygowana.