nie wiem, ale i to już są dziś stare dzieje, kapitan czy rotmistrz nie pisał przez lat kilka, a wdówka ma innych bliższych konkurentów.
— O! na tych jéj zbywać nie będzie — odparł flegmatycznie podróżny, zwłaszcza teraz, ale powiem panu szczerze. Nie wiem czy miała jakie dawne przywiązanie do kogo, jeśli go jednak miała, co być może, ręczę że pozostanie mu wierną; kobiéta uczuciowa...
— Tak, ale uczucie zawiedzione?
— Któż to panu mówił?
— Ona sama, skarżyła mi się, że kilka lat nie pisał, że nie wié.
Nieznajomy się dziwnie rozśmiał i zamyślił.
— Ona sama to mówiła! proszę! proszę, a jeśli tak — niepodobna nie wierzyć, ona sama... Widać że pan dobrodziéj masz całe jéj zaufanie?
— Szczycę się niém, rzekł popijając bordeaux mecenas, z pewną próżnostką i uśmiéchem dwuznacznym.
Nieznajomy popatrzył nań ciekawie.
— Któż to wié, odezwał się nieco drwiąco, może ma na oku swojego pełnomocnika!!
Szkalmierski rozśmiał się ruszając ramionami, ale wypiérając się, mógł dać do zrozumienia iż to czynił tylko dla przyzwoitości.
Podróżny rozśmiał się, wypił swoje wino i znowu śmiać się począł.
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/231
Ta strona została skorygowana.