Strona:Złoty Jasieńko.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

— Co? spytała, co?
— Prezes niezbyt jest natarczywy?
— Myślę, odezwała się zawsze roztargniona p. Żabicka, iż da sobie wyperswadować.
— Toby było bardzo szczęśliwie.
— Zajęty jest strasznie, ma interesa — a, dodała, teraz mu jeszcze jeden przybył, który choć bardzo miły, ale będzie kosztowny i kłopotliwy.
— A! cóż to takiego? spytał mecenas obojętnie.
— Wystaw sobie pan, ni z tego ni z owego, ale zapewne nie bez przyczyny, nie bez pewnych widoków, Mylski po zawczoraj przyjechał, oświadczył się Albince i został przyjęty.
Mecenas drgnął i pobladł, rad był ukryć wzruszenie swoje, skrzywił się do uśmiéchu, ale nawet baronowéj nim nie oszukał. Wiadomość przyszła zbyt nagle, nie miał czasu przygotować fizyognomii. Żabicka się rozśmiała.
— Czegóżeś pan tak pobladł? ha! ha! czy miałeś jakie projektu! A! bałamucie! bałamucie! tacy to wy wszyscy jesteście Zawsze wam potrzeba miéć w zapasie.
— Ale zmiłuj się pani...
— Nie wypiéraj że się, zdradziła cię twarz. Proszę! proszę! Nigdym się po panu tego nie spodziewała!!
— Przysięgam pani.