— Nadzwyczaj będzie trudno. Poufnie powiem prezesowi, że notaryusz nie dosyć pilnuje ksiąg hypotecznych; czy kto ma prawo, czy nie, każdy zagląda — no, i rozgadują.
Prezes się mocno zarumienił i przycichł.
— Zrobię co tylko będzie można, niech mi pan prezes wierzy, starać się nie omieszkam wszelkiemi siłami, ale za skutek ręczyć nie mogę.
Gospodarz już nie miał ochoty śmiać się — cała jego postać malowała upadek na siłach i zwątpienie. Nie grał już komedyi z mecenasem; po wspomnieniu o księgach hypotecznych, zadumany, przybity siedział patrząc w okno i nie widząc nic. Dla niego także wypadki te były ciosem fatalnym. Obaj pobici panowie milczący, nie spodziewając się już prawie nic po sobie, nie zadawali pracy wzajemnego przypodobania. Prezes zapomniał gościa prosić siedziéć, a gdy ten objawił ochotę odjechania przed obiadem, nie zatrzymywał go na obiad wcale, dozwolił mu nawet nie żegnając się z baronową, i nie zachodząc już do salonu, wynieść się cichaczem, pod pozorem nie robienia ceremonii. Naostatek nie wyprowadził go nawet do drzwi, skarżąc się na obrzękłe nogi, i mecenas wysunął się z Zakrzewka prawie niepostrzeżony.
Wszystkie władze umysłowe prezesa skupione były około téj szczęśliwie powziętéj idei, dania
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/243
Ta strona została skorygowana.